niedziela, 26 lipca 2015

140. "Niepokoje wychowanka Törlessa" - Robert Musil


Opis: Powieść "Niepokoje wychowanka Törlessa" to wnikliwe studium relacji międzyludzkich, które zadaje fundamentalne pytania o źródła przemocy i w niezwykle przejmujący sposób opisuje mechanizmy manipulacji człowiekiem.

Akcja powieści rozgrywa się w czasach monarchii austro-węgierskiej w szkole kadetów dla chłopców z „dobrych domów” i przedstawia wewnętrzne zmagania wrażliwego wychowanka, zmuszonego stawić czoło szkolnej rzeczywistości. Konflikty między uczniami oraz perwersyjne zachowania, kryjące się za fasadą ekskluzywnego internatu, niepokoją, dręczą, a zarazem fascynują Törlessa. Dwaj liderzy klasowi szantażują Basiniego, słabszego ucznia przyłapanego na drobnej kradzieży. Straszą, że ujawnią jego przewinienie wobec całej klasy i nauczycieli. Trzymają go w szachu i wymagają coraz większej uległości. Törless jest dostatecznie silny i inteligentny, by nie poddać się dominacji zwyrodniałych moralnie kolegów, ale na tyle słaby, by nie przeciwstawiać się ich działaniom. Wciągnięty w spisek, staje się współuczestnikiem przeprowadzonego przez nich samosądu nad upatrzoną ofiarą...



 Sięgając po tę książkę, sądziłam, że oto trafiłam na coś naprawdę interesującego, co okaże się jedną z tych pozycji, które czyta się z zapałem i na długo zostaje w pamięci. Tymczasem... Owszem, jeszcze długo nie zapomnę Niepokojów..., choć może z nieco innych powodów, niż bym chciała.

  Gdy rozpoczęłam czytanie, zrozumiałam ważną rzecz: wszelkie moje oczekiwania mogę schować głęboko do kieszeni, bo nijak mają się do rzeczywistości. Czy poczułam zawód? Bynajmniej. Raczej jeszcze większe zaintrygowanie, bo oto trafiłam na pozycję tak odmienną od tych, które czytałam dotychczas. Przede wszystkim zaskoczył mnie język: poetycki, kwiecisty, piękny i... miejscami trudny do zniesienia. Nie zrażałam się, czytałam dalej, a w miarę tego czytania nabierałam podziwu dla tłumacza. Bo skoro mnie, Polce, czytanie w języku ojczystym czasami szło jak po grudzie, to co dopiero ten tłumacz miał powiedzieć?

 Opis tak mnie zainteresował tą dominacją, demoralizacją, perwersją i innymi brzydkimi rzeczami, że kiedy trafiłam na rozterki chłopaczka tęskniącego za rodzicami i jego wynurzenia
o tym, jaki to on niezrozumiany jest, mądry, wrażliwy et cetera, to poczułam się, jakbym z impetem uderzyła głową w mur. Nie czarujmy się, 
Törless bywał postacią zwyczajnie irytującą, którą trudno zrozumieć. A jednocześnie jest w nim coś takiego... Co sprawia, że można odnaleźć w nim kawałek siebie. Zakładam, że wielu z nas stawało przed trudnymi wyborami towarzyskimi oraz życiowymi, a niektóre z podjętych wtedy decyzji miały wpływ na nasze dalsze życie, być może nawet charakter, który dopiero się kształtował. I właśnie o tym jest ta historia, o młodym, miękkim charakterze, który szuka właściwego kształtu, swojej tożsamości pośród tego, co wypada i nie wypada, co dobre i złe. 

 Jednak... Nie tylko o Törlessie rzecz się miała, mimo iż to on jest głównym bohaterem. Jego towarzysze są ponadczasowymi odpowiednikami młodzieży znajdującej się w każdej szkole - liderów, który pociągają za sobą tłumy młodocianych kolegów, potrafiących i wywyższyć,
i poniżyć. Doprowadzić do tragedii. Bawią się ludźmi, manipulują, próbują przemycić własne poglądy, chociażby najdziwniejsze. Możecie być pewni, że podczas zagłębiania się w tę historię nadejdzie moment, kiedy rozchylicie usta ze zdumienia i zaczniecie zastanawiać się nad tym, co też ludzie są w stanie wymyślić oraz wprowadzić w życie. Wiara - jakakolwiek - to ogromna moc.

 Niepokoje wychowanka Törlessa to niełatwa książka. Pokusiłabym się wręcz o stwierdzenie, że to jedna z tych lektur, które należy sobie dawkować niewielkimi porcjami, by nie udławić się zbyt dużym kawałkiem. I choć faktycznie bywała nieco perwersyjna, to niejednokrotnie odnosiłam wrażenie, że autor rozpoczynał interesujące wątki tylko po to, by zaraz je porzucić, ominąć to, co mógł stworzyć z nich najlepszego. Pozostawał niedosyt, lecz tematów do przemyśleń nie brakuje mi z pewnością. Myślę, że bibliofile lubiący czytelnicze wyzwania powinni skusić się na tę pozycję! No i warto zaznaczyć, że wydawnictwo, jak zwykle, postarało się i wydało pięknie oprawioną knigę.

Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Zysk i S-ka!


Moja ocena: 6/10 (dobra)

niedziela, 19 lipca 2015

Podziel się uśmiechem!

Dzisiaj chcę podzielić się z Wami radością i uśmiechem!

Nie, nie wygrałam na loterii, nikt nie podarował mi tysiąca książek ani nie obiecał, 
że wakacje będą trwać cały rok. 
Dlaczego więc?
Tak po prostu!


Stracony jest każdy dzień bez uśmiechu.
- K. Makuszyński 
Każdy miewa gorsze dni, prawda? Nawet w wakacje, które niektórych już nie obejmują. Mam nadzieję, że te parę optymistycznych słów poprawi nastrój choć jednej osobie. Jeden uśmiech = jeden sukces!
Ludzie powinni częściej się do siebie uśmiechać! C=
Nie zaczynaj dzisiejszego dnia od rozpamiętywania wczorajszych zmartwień.
- P. Bosmans

Nigdy nie byłam typem optymistki, wciąż nie jestem, ale odkryłam ważną rzecz: jeden uśmiech może poprawić nawet najgorszy nastrój. To takie malutkie szczęście niczym światełko pośród mroku. Nie rozjaśni ciemności, ale da nadzieję na piękny wschód słońca :)

Uśmiech to skrzywienie, które wszystko prostuje.
- Internety

Zdjęcie z mojego kalendarza. Kupiłam go, bo ładnie wyglądał, a potem okazało się, że każdy miesiąc zawiera jakiś motywujący cytat  <3

W życiu chodzi o to, by być trochę niemożliwym.
- O. Wilde

Wielu z Was pewnie kojarzy pomysł na słoik szczęścia, do którego codziennie wrzuca się karteczkę z czymś, co danego dnia było dla nas szczęśliwe. Co prawda nie zrobiłam takiego słoika (bo jestem leń), ale idea utkwiła mi w pamięci; przekonałam się, że codziennie, nawet
w najgorszym dniu, znajdzie się jakiś drobiazg, za który warto być wdzięcznym.


Szczęściem jest to, że mogę pisać dla Was ten post ♥ 
Co szczęśliwego ostatnio spotkało Ciebie?
Podziel się tym z nami w komentarzu, przekonajmy się, jak różnorodne formy może przybierać szczęście =)

Życie jest zbyt ważne, aby brać je na poważnie.
- O. Wilde

I niech ten (ty)dzień upłynie Wam pod znakiem uśmiechu (:

piątek, 17 lipca 2015

139. "Laur" - Jewgienij Wodołazkin


Opis: Autor, nazywany "rosyjskim Umberto Eco", stworzył powieść, która w historycznym kostiumie zadaje niezwykle aktualne pytania.
Powieść ta, będąca swoistą podróżą w głąb rosyjskiej duszy, umiejętnie łączy pieczołowicie odwzorowane realia epoki z elementami mistycznymi. Pokazuje zamknięty w czterech księgach cykl przemiany bohatera, który pokonuje długą drogę od osieroconego chłopca do uzdrowiciela, potem mnicha-pustelnika, jurodiwego, a w końcu - świętego. Przemierzając Rosję, bohater styka się niemal codziennie z przemocą i okrucieństwem, a także z powszechnym wśród ludu apokaliptycznym lękiem, który potęguje szerząca się zaraza i nieustanne wojny. Równocześnie modli się w intencji ukochanej kobiety, która zginęła z jego winy. Tytułowy Laur to wprawdzie postać fikcyjna, ale utkana z wielu prawdziwych historii o rosyjskich świętych, dzięki czemu jego historia zyskuje charakter ponadczasowej przypowieści.  


 Laur zaintrygował mnie swoim opisem, który przywiódł mi na myśl historię Rasputina, człowieka nad wyraz interesującego, nieprzestającego budzić kontrowersji mimo niemal stu lat, które upłynęły od jego śmierci. Ponadto uwielbiam zagłębiać się w powieści rosyjskich autorów, kocham poznawać rosyjską historię i mentalność. Ot, skrzywienie, którego nie chcę prostować. Widzicie zatem, że powieść ta była dla mnie pozycją obowiązkową.

 Jewgienij Wodołazkin stworzył powieść, która zostaje w pamięci jeszcze długo po zakończeniu czytania. Nie jest pozycją stricte rozrywkową, w żadnym razie! To jedna z tych książek, które nie wpisują się w hedonistyczne kanony XXI wieku, ponieważ wymaga od czytelnika skupienia, chwili zadumy nad sobą oraz otaczającym go światem. Nie oznacza to jednak, że - jak często ma to miejsce w przypadku lektur szkolnych - czyta się mozolnie i z miernym zainteresowaniem, wypatrujących mądrości życiowych. Laur to naprawdę mądra pozycja, wzbudzająca zainteresowanie oraz silne emocje, ba, zdarzały się także momenty, kiedy nie sposób było się nie uśmiechnąć!

 Średniowiecze wielu z nam - i słusznie - kojarzy się z teocentryzmem. Ujrzawszy, jak ważną postacią jest dla Aleksieja Bóg, trochę się zraziłam. Bynajmniej nie ze względu na moje poglądy religijne czy inne tego typu pobudki osobiste - po prostu nie przepadam za opowieściami o Bogu w innej konwencji niż fantastyczna, jednak z czasem okazało się, że nie będzie to żaden problem. Autor uczynił z Boga Wielkiego (Nie)obecnego - Jego obecność stała się naturalną częścią powieści jak rażące wulgaryzmy w Sztywnym Gołkowskiego, bez tych cech obie, tak różne, książki utraciłyby swoje cechy charakterystyczne. Myślę też, że znaczna rola wiary w życiu głównego bohatera oraz jemu współczesnych to zaleta powieści. Wodołazkin oddał średniowieczne realia z pieczołowitością godną podziwu. Mentalność tamtych ludzi, ich zwyczaje, zabobony, nawet zioła leczące poszczególne dolegliwości - to wszystko zostało ujęte w treści; dzięki temu możemy tylko się domyślać, jak wiele pracy i serca pisarz włożył w tworzenie tej historii.

 Główny bohater, wspomniany już Aleksiej, bez wątpienia jest postacią dynamiczną. Towarzyszymy mu niemal przez całe jego życia, obserwując, jak z chłopca zmienia się w żądnego uczucia mężczyznę, jak najczystsze z uczuć sprowadza na jego głowę zło; jak pragnie odpokutować za swe uczynki; jak pomaga ludziom, nawet za cenę swej godności. Będziemy świadkami pięknych chwil, ale też takich zwyczajnie mrożących krew w żyłach. Każdy z nas odnajdzie w Aleksieju - Medyku - Ustinie - Laurze samego siebie. Bo przecież każdy z nas, nawet ten o najszlachetniejszym charakterze, jest tylko człowiekiem mającym słabości i wady, miewającym chwile zwątpienia. W Laurze z pewnością odnajdziecie pojedyncze mądrości życiowe, jednak to nie one są najważniejsze. Ta powieść cała jest życiową mądrością, pewną wskazówką i tylko od nas samych zależy, co z niej wyniesiemy.

 Zwiedzimy ówczesną Rosję, dowiadując się - jeśli ktoś nie wie - czym są jurodiwi oraz starcy - gwarantuję, że to interesujący, godny dalszego zgłębiania temat. Święci szaleńcy, będący trochę jak sam Rasputin (określany mianem świętego diabła), bez wątpienia są znakiem szczególnym ziem ruskich w tamtych czasach. Poznamy i Polaków - przejdziemy przez dawne ziemie Królestwa Polskiego, dowiadując się o naszym kraju wielu ciekawych rzeczy; stereotypów, które, notabene, są znacznie ciekawsze od tych dzisiejszych o pijakach. Będziemy mieli okazję zmierzyć się z własnymi słabościami, uświadomić sobie, jak wielkie lub też małe jest nasze miłosierdzie. Ufam też, że niejednokrotnie wzruszycie się podczas tej lektury, ściśnie Wam się serce, czy zjeży włos na głowie. 


Laur to mądra, poruszająca powieść o ludzkich słabościach i sile, którą daje miłość.
Jest niczym krzywe zwierciadło, w którym wielu wolałoby się nie przeglądać.
Czy Wam starczy odwagi?
Mam nadzieję, że tak.

Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Zysk i S-ka!


Moja ocena: 10/10 (arcydzieło)

poniedziałek, 13 lipca 2015

Konkurs z "Przebudzoną o świcie" - WYNIKI!


Wakacyjny konkurs został zakończony, zatem czas ogłosić wyniki. 

Najpierw jednak chciałabym podziękować uczestnikom;
 wszystkie odpowiedzi były interesujące i chętnie nagrodziłabym każdego z Was C=

No ale życie jest brutalne i trzeba było wybrać trzech szczęśliwców.  
Okazało się to zadaniem niełatwym, bo o ile zwycięzcy głównej nagrody i i jednej niespodzianki zostali wybrani jednogłośnie, o tyle nad trzecim laureatem trwały burzliwe dyskusje.
Ba, można rzec, że rozpętała się zawzięta kłótnia, gdzie każdy bronił swojego kandydata.
Piotrusiu*, dziękuję za utwierdzenie mnie w słuszności moich pierwszych wyborów oraz za wspomniany spór.
Koteł, dziękuję za rozstrzygnięcie owego sporu.

* Porządna Nibylandia musi mieć Piotrusia 

UWAGA,
OTO ZWYCIĘZCY!

Główną nagrodę, czyli książkę pt. Przebudzona o świcie otrzymuje Tysiak!
Gratuluję ♥

Niespodzianki otrzymują:




Jeszcze raz serdecznie dziękuję uczestnikom oraz jurorom ♥

środa, 8 lipca 2015

138. "Sherlock Holmes. t.2" - Arthur Conan Doyle



 Wydawnictwo Zysk i S-ka jakiś czas temu wznowiło opowiadania o najsłynniejszym detektywie wszechczasów, zawierając je w trzech pięknie wydanych, obszernych tomach. Twarda okładka z dodatkową obwolutą, duży format i elegancki wygląd całego cyklu na półce + posiadanie wszystkich historii o Holmesie = marzenie każdego bibliofila i fana Sherlocka. Książki, jak na tak piękne wydanie, wcale nie odstraszają ceną, zatem warto skompletować sobie te perełki!

 Arthur Conan Doyle nie próżnował, stworzył kolejne historie zaskakujące zwrotami akcji, a przede wszystkim niebagatelnymi zdolnościami analitycznymi głównego bohatera. Nieodmiennie jestem pod wrażeniem pomysłowości, jaką musiał wykazać się autor przy pisaniu tychże książek oraz kunsztu literackiego i zwyczajnego talentu, którym był obdarzony. Choć na rynku literackim w ciągu lat, które upłynęły od debiutu Doyle'a, pojawiły się tysiące kryminałów, to niewiele może równać się z tą klasyką. Ze starociem pozostającym aktualnym i wciąż zajmującym rzesze czytelników na całym świecie. Starociem ponadczasowym. 

 Przyznaję, że tym razem autor zaskoczył mnie bardziej niż wcześniej - dążenie Holmesa do konfrontacji z profesorem Moriartym, wręcz obsesja na jego punkcie, były pewną nowością.
A i sam oponent głównego bohatera okazał się nad wyraz interesującą postacią. Takim Sherlockiem, który opowiedział się po ciemnej stronie mocy, co skłania do zastanowienia się nad tym, co by było, gdyby nasz ulubiony detektyw faktycznie postanowił zostać złoczyńcą. Czy wreszcie moglibyśmy obserwować przebieg morderstwa idealnego?

 Tak, ten tom zdecydowanie był jeszcze bardziej pełen zaskoczeń niż poprzedni [recenzja]. Nie tylko mieliśmy do czynienia ze starciem geniusza zła z geniuszem stojącym po stronie dobra, ale też  z pewną intrygującą damą... Irene Adler. Ci, którzy mieli już styczność z tą historią, doskonale orientują się w subtelnej więzi łączącej Sherlocka i tę kobietę, natomiast te osoby, które dopiero rozpoczną swoją przygodę z klasyką kryminału... no, logiczne, że dopiero będą świadkami narodzin tego dziwu. W końcu nie jest tajemnicą, że przygody tytułowej postaci z kobietami są niesamowicie skromne. Arthur Conan Doyle nie uraczył nas żadnym mdłym romansem, miał wyczucie, którego niejednokrotnie brakuje współczesnym autorom pakującym miłostki gdzie się da.

 Największym zaskoczeniem będzie dla Was zakończenie tego tomu, gwarantuję. Sama uroniłam wtedy parę łez, choć rozum podpowiadał, że... Że nie mogę Wam zdradzić, co podpowiadał, żeby nie spoilerować. Taki już los recenzenta... Wiedzcie jednak jedno: dzieje się naprawdę sporo, jesteśmy świadkami niebywałego starcia dwóch geniuszy, a to nie może być nudne, nie w tym przypadku!

Sherlock Holmes t.2. to prawdziwa gratka dla wszystkich fanów słynnego detektywa oraz... pewien szok.
Wiedzcie jednak jedno:
TO PO PROSTU TRZEBA PRZECZYTAĆ!

Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Zysk i S-ka!


Moja ocena: 10/10 

czwartek, 2 lipca 2015

137. "Podróż po miłość. Lilianna" - Dorota Ponińska


Opis: Marta jest pewną siebie, odnoszącą sukcesy młodą kobietą. Ma w życiu jeden
cel: wspiąć się na szczyt kariery zawodowej. Kierując się wpojoną jej przez babkę
nauką, że kobieta może liczyć tylko na siebie, nie zostawia w swoim życiu miejsca
dla żadnego mężczyzny. Wytrwale unika zaangażowania i bliskości.
Kiedy jednak w jej ręce trafi pamiętnik babci Lilki, coś się zmieni. Podążając śladami
antenatki, Marta będzie miała okazję nie tylko odkryć prawdziwą historię
rodziny, lecz także spojrzeć z dystansem na własne życie. Czy zdecyduje się je
przewartościować?
Powieść przenosi czytelników do Ameryki lat trzydziestych — fascynującej ery
swingu, klubów jazzowych Harlemu oraz słonecznych wybrzeży Florydy. W tym
wyjątkowym miejscu spotkają się z samym Ernestem Hemingwayem.

Nigdy nie ukrywałam i ukrywać nie będę, że jestem fanką mocnego uderzenia - czy to w muzyce, czy w literaturze. Niejednokrotnie już o tym wspominałam, wspominam i teraz, gdy moje serce skradła seria o... miłości! Wybrałam się w tytułową Podróż po miłość, a wróciłam zakochana - oczywiście w talencie pani Doroty Ponińskiej i opowiadanych przez nią historiach. Nigdy też nie zapomnę Ajwazowskiego z Emilii[recenzja]

 Z niecierpliwością czekałam na Liliannę (co za zbieg okoliczności - finał ulubionej serii zatytułowany jednym z mych ulubionych imion!), a kiedy się doczekałam i miałam książkę w ręku... Byłam wniebowzięta! Okładka miała piękny, żywy kolor (nota bene limonkowy, czyli nawiązujący do treści), zawierała cechy charakterystyczne danej historii i pasowała do całej reszty, no po prostu fantastycznie. Ale najważniejsze było to, co czekało w środku, a o czym informuje już opis: współczesność, główna bohaterka Marta i jej prababka Lilianna, a także Ernest Hemingway. To ucieszyło mnie średnio, bo zdecydowanie wolałam czuć tchnienie przeszłości, ponadto wspomniany Hemingway należy do grona pisarzy, od których stronię...

 No i stało się, jak się stało: historia kolejny raz porwała mnie na długie godziny, a odkładałam książkę wyłącznie wtedy, kiedy musiałam. Dorota Ponińska powróciła w wielkim stylu: zabrała nas do Warszawy, do Londynu, na Florydę i Key West. Znowu wykazała się niebywałym kunsztem literackim oraz wspomnianym już talentem, kiedy odmalowywała przed nami klimat kolejnych miejscowości. Pal licho, Europę, ale Ameryka, zwłaszcza międzywojenna? Czułam na twarzy powiew wiatru owiewającego Liliannę, grzało mnie słońce padające na twarz Marty. Nie byłam tam, ale miałam niebywałe poczucie, że wszystkie te cuda opisywane w Liliannie ujrzałam na własne oczy, że poznałam osoby, które poznały główne bohaterki. Nikt tak jak ta autorka nie opisuje miejsc, nie ukazuje kultur danego kraju, mentalności ludzi na przestrzeni wieków. Różnice między przedwojenną Polską a USA okazały się kolosalne. Te same, jednak kompletnie różne czasy.

Autorka nie ma także problemów z prowadzeniem niejako podwójnej akcji: w przeszłości oraz w teraźniejszości, z punktwu widzenia dwóch kompletnie różnych kobiet. Sprawnie łączy ze sobą czas i przestrzeń, nie dezorientuje to czytelnika, wręcz przeciwnie, czuje się pragnienie czytania dalej, by dowiedzieć się, co się stało i jaki wpływ miało to na życie kolejnego pokolenia. A miłość? Co z tą tytułową miłością, podróżą po nią? Tutaj również pisarka nie pozostaje gołosłowna, zapewniam, że rzeczona podróż ma swoje uzasadnienie w treści, a uczucie tak pilnie wałkowane przez wszelkich twórców na przestrzeni wieków nie jest mdłe i nużące, przesłodzone. Nie. Ma wady i zalety, wzloty i upadki, które przeżywamy wspólnie z zakochanymi.

 Lilianna to dziewczyna marząca o miłości i szczęśliwym życiu, Marta jest singielką z wyboru, realizuje się zawodowo. Tak różne, a jednak tak podobne. Na podstawie ich historii oraz doświadczeń z mężczyznami autorka analizuje wzorzec męskości na przestrzeni lat oraz pociąg przedstawicieli płci męskiej do zachowań niebezpiecznych oraz destrukcyjnych. Analizie podlega także rynek reklamy, wychodzą na jaw oszustwa, którymi jesteśmy raczeni przy kupowaniu żywności. Po tej powieści zwątpiłam ostatecznie we wszelkie zapewnienia o rzekomych zdrowotnych właściwościach reklamowanej żywności.


Podróż po miłość nie jest zwyczajną historią zakochanych kobiet.
To także mądra powieść o życiu i ludziach.
Zaskakuje. Emocjonuje. Rozkochuje.
Będziecie chcieli więcej!


Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Nasza Księgarnia oraz autorce!


Moja ocena: 8/10 (rewelacyjna)