sobota, 21 listopada 2015

144. "Wybrana o zmroku" - C.C. Hunter


Książka do kupienia TUTAJ

Opis: W Wodospadach Cienia Kylie odkryła świat o wiele dziwniejszy, niż kiedykolwiek mogłaby się spodziewać. Czy kiedykolwiek wyobrażała sobie, że jej najlepszymi przyjaciółkami będą wampirzyca i czarownica? Czy myślała, że będzie uciekać przed wrogiem i mierzyć się z własnym dziedzictwem i mocą? Czy kiedykolwiek śniła o dokonywaniu wyboru między wilkołakiem, który złamał jej serce, ale za wszelką cenę chce ją odzyskać, a półelfem, który był przy niej, ale wycofał się, zanim los dał im szansę?

Kylie musiała opuścić Wodospady Cienia ze swoją rodziną. Gdy jej trop wpada najpotężniejszy wróg, dziewczyna widzi przed sobą tylko jedną możliwość: musi przejść przemianę i w pełni zawładnąć swoją mocą. Tylko to pozwoli jej powstrzymać Maria. Jej podróż ku własnej tożsamości nie zakończy się jednak, dopóki jej serce nie dokona ostatecznego wyboru. Wszystko zmierza ku tej decydującej chwili, gdy Kylie ostatecznie przypieczętuje swój los i na zawsze odda komuś serce.

 Być może pamiętacie moje początki z Wodospadami Cienia i pierwsze, niespecjalnie pochlebne recenzje książek z tej serii. Owszem, były to lekkie i przyjemne opowiastki, ale brakowało w nich tego, co czyniłoby je pełnowartościowymi powieściami. Jednak każda kolejna część była lepsza, aż dotarłam do ostatniej. Do zakończenia, które mogło stać się godnym ukoronowaniem historii Kylie albo kompletnie zniweczyć wszystkie postępy autorki. 

 Wybrana o zmroku już od pierwszych stron zaskakuje. Czym? Stylem, któremu daleko do początkowej grafomanii pani Hunter, a przede wszystkim: główną bohaterką. Kylie dorastała z każdym kolejnym tomem, znikała jej infantylność, a pojawiała się dojrzałość. Myślę, że można pokusić się o określenie jej postacią dynamiczną. No ale na niej powieść się nie kończy, prawda? Jej przyjaciółki pozostały takie, jak były: zabawne, zadziorne i niepokorne, chłopcy wciąż uroczy, a Holiday, opiekunka całej tej paranormalnej zgrai... też została bez zmian. I to błąd, bo z doświadczenia wiem, że ktoś tak dziecinny nie poradziłby sobie z bandą nastolatków, ale to powieść paranormalna. Tutaj wszystko jest możliwe.

 C.C. Hunter znakomicie poradziła sobie z rozwijaniem akcji i wyjaśnianiem poszczególnych wątków z poprzednich tomów. Fabuła trzymała w napięciu, zaskakiwała zwrotami akcji oraz tym, że zrobiło się brutalniej i naprawdę niebezpiecznie. Nie spodziewałabym się tego po tak cukierkowej serii, a tu taka niespodzianka! Ponadto swoje miejsce w tym wszystkim znalazły także istoty, o których dotychczas pojawiały się wyłącznie wzmianki i właściwie nie było wiadomo, czy są one faktycznym bytem, czy to autorka robi nas w balona. O co chodzi? Sięgnijcie po książkę i przekonajcie się! 

 Wyjaśnione zostały także różne inne wątki, jak już wspomniałam. Między innymi relacje Kylie z wieloma osobami. Tak! Dowiemy się, kogo wybrała nasza bohaterka - czy wilka, czy elfa. Przyznajcie, czekałyście na to tak samo jak ja! Cóż... Nie tylko jej miłosne przygody wykrystalizowały się. Losy wielu innych par mocno Was zaskoczą - w tej kwestii niczego nie można być pewnym. Podobnie jak tego, kto dotrwa do samego finału...

 Przyznaję, że docierając do końca książki, było mi przykro. Z jednej strony koniecznie chciałam poznać zakończenie, a z drugiej pragnęłam, żeby historia się nie kończyła. Tak, są jeszcze przygody Delli, ale to nie to samo. Rozpoczynając swoją podróż z Kylie, nie sądziłam, że przy zakończeniu będę towarzyszyły mi takie, w gruncie rzeczy, pozytywne emocje. Teraz jestem pewna: z czystym sumieniem mogę polecić Wam Wodospady Cienia - są idealne na te deszczowe, jesienne wieczory. Uśmiechniecie się i wzruszycie nieraz!

Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Feeria!

Moja ocena: 8/10 (rewelacyjna)


sobota, 5 września 2015

143. "Klątwa Neferet" - P.C.Cast + Kristin Cast



Opis: P.C. i Kristin Cast odkrywają mroczną tajemnicę najwyższej kapłanki Domu Nocy.

Szesnastoletnia Emily Wheiler dorastała w XIX-wiecznym Chicago, otwartym na świat za sprawą zorganizowanej tam Wystawy Światowej. Nagła śmierć matki diametralnie zmienia jej życie. Skrzywdzona, lecz wciąż pragnąca miłości i swobody Emily ucieka z domu, by zacząć wszystko od nowa. Przybiera odmienne imię, a w jej umyśle rodzi się pragnienie, by zemścić się na mężczyźnie, któremu kiedyś ufała.



 Od pewnego czasu nowelki do bestsellerowej serii Dom Nocy to najlepsze, co się w owej serii ukazało. Jak już wspominałam, uwielbiałam DN do... którejś z kolei części. Wkrótce rozwlekanie pomysłów dla kasy sprawiło, że książki pań Cast zaczęły mnie nużyć. Na półce wciąż stoi przedostatnia, nietknięta część. Kiedyś ją przeczytam, jestem tego pewna. Póki co postawiłam na krótkie formy, w których poruszono bardziej interesujące wątki.

 Każdy, kto przeczytał chociażby kilka pierwszych powieści o Zoey Redbird (głównej bohaterce DN), z pewnością zgodzi się ze mną, że Neferet to jedna z najciekawszych postaci obok upadłego boga. Smaczku wszystkiemu dodaje fakt, iż jest to postać na wskroś negatywna. Czy jednak była taka od początku? Oczywiście, że nie. I tutaj wielki plus dla autorek za to, że opowiedziały historię nie tyle młodej wampirzycy, co dziewczyny, która miała się takową stać, podobnie jak w Ślubowaniu Lenobii. Obie dziewczyny miały trudną młodość, przeżyły burzliwą miłość i dramat - najwidoczniej autorki trzymały się przy pisaniu pewnego schematu...

 Bez obaw, podczas czytania nie jest to uderzające, sama zauważyłam ten fakt dopiero teraz, pisząc tę recenzję. Chociaż schemat wygląda podobnie, możecie być pewni, że historie są zupełnie różne. Klątwa Neferet porusza pewną niebywale trudną kwestię. Niestety, nie mogę zdradzić, o jaką chodzi, by nie spoilerować, wiedzcie jednak, iż jest to temat powszechnie uznany za tabu. O tym zwyczajnie nie mówi się głośno. Te autorki powiedziały i zrobiły to w pięknym stylu. Z ofiary uczyniły kata, pozwalając zgłębić psychikę tytułowej postaci, wyjaśniły, co pchnęło ją do późniejszych knowań z ciemną stroną mocy.

 Nowelka ta, podobnie jak trzy inne z tej serii, liczy zaledwie 158 stron. Tyle wystarczyło paniom Cast. aby porwać czytelnika do XIX-wiecznego Chicago i wciągnąć go w wir emocjonujących zdarzeń. Z właściwą sobie lekkością opisały tematy przyjemne, jak pierwsza młodzieńcza miłość, oraz trudne, jak śmierć matki. Nie popadały przy tym w skrajności, czyniąc z Emily, głównej postaci, ofiarę czy bohaterkę. To była dziewczyna jakich w tamtych czasach wiele. Dzisiaj mogłaby być jedną z nas. I dzisiaj także mogłaby przeżyć nieszczęścia, które dotknęły ją prawie 200 lat temu. Duet pisarek, Phyllis i Kristin, matka i córka, kolejny raz wpakowały w wampirzą opowiastkę ponadczasowe dramaty ludzi, nie tylko młodych, czyniąc z niej coś więcej niż pustą historyjkę fantasy. Być może nieco dały ciała z Domem Nocy, ale w nowelkach pokazują klasę pierwszych części serii, ba, można skłaniać się ku opinii, że są jeszcze lepsze niż wtedy, gdy spisywały historię Zoey, a Klątwa Neferet to jedno z ich najbardziej udanych dzieł.

 Jak to w przypadku bestsellerów na światową skalę bywa, i Klątwa... doczekała się zagranicznych wydań, a w tym różnych okładek. Polska, niemal taka sama jak jedna z anglojęzycznych wersji, wypada chyba najkorzystniej. Mowa tu o wersji strice graficznej, bo w rzeczywistości wydawnictwo dorzuciło tłoczenia oraz różne faktury na okładce, co daje naprawdę zachwycający efekt!

 Za egzemplarz recenzencki dziękuję portalowi papierowypies.pl!


Moja ocena: 7/10 (bardzo dobra)

niedziela, 23 sierpnia 2015

142. "Ślubowanie Lenobii" - P.C.Cast + Kristin Cast

Opis: Lenobia Whitehall urodziła się w osiemnastowiecznej Francji, jako nieślubna córka barona. Jej nieprzeciętna uroda przyciągała uwagę mężczyzn, narażając dziewczynę na niebezpieczeństwo. W trosce o przyszłość córki matka wysłała ją pod przybranym nazwiskiem do Nowego Orleanu. Jednak zanim Lenobia dotarła do celu, musiała zmierzyć się ze złem.

Ślubowanie Lenobii to historia trudnej miłości i tragedii, która pozwoliła na odkrycie daru Nyks.

 Dom Nocy był jedną z moich ulubionych serii o wampirach, póki autorki nie zaczęły rozwlekać go jak zombie flaków. Powszechnie wiadomo, że jak zostawi się flaki na słońcu, to w końcu zaczną się psuć, i tak też działo się z kolejnymi częściami tejże serii. Oczywiście, wady były niewielkie, wciąż czytało się przyjemnie, jednak nie było tej radości co przy pierwszych tomach, raczej zaczęło ogarniać mnie znużenie. Pamiętałam jednak, jak fantastyczne chwile spędziłam przy powieściach pań Cast, zatem postanowiłam sięgnąć po nowele. Czy była to dobra decyzja, czy też przysporzyłam sobie dodatkowych rozczarowań? Przekonajmy się!

 Lenobia nigdy nie należała do moich ulubionych nauczycieli Domu Nocy, nie klasyfikowała się jako postać, którą darzyłabym specjalną sympatią. Nie odczuwałam do niej także niechęci, po prostu... lubiłam ją. I już. Nie zmienia to jednakże faktu, że była ona bohaterką, która intrygowała, miała tajemnice i niektóre z nich zostały wyjaśnione w Ślubowaniu... Autorki obdarzyły tę wampirkę historią na poły niebezpieczną, na poły romantyczną, a na pewno smutną.

 Już rozpoczynając czytanie tej pozycji, wiedziałam, że oto Phyllis i Kristin Cast wróciły do formy, serwując nam coś równie dobrego jak pierwsze tomy ich bestsellerowej serii, a może nawet lepszego. Wspaniale oddały klimat dawnych lat, modyfikując go w sposób, który odpowiadał istnieniu krwiopijców w świadomości ludzkiej. Był rasizm, kiedy to czarnoskórych ludzi traktowano w Ameryce gorzej, było i nieco kontrowersyjne, jednakże trafne przedstawienie Kościoła oraz jego sług. Zatem pod przykrywką zwyczajnej powieści młodzieżowej przemyciły głębszą treść. Nie pierwszy raz i, mam nadzieję, nie ostatni.

 Matczyna miłość to siła zdolna do ogromnych poświęceń. Matka, pragnąc dla córki lepszego życia, jest w stanie zdobyć się na zaryzykowanie wszystkiego, czego przykładem jest rodzicielka Lenobii, którą to Lenobię poznajemy przed przemianą, jako niezwykle piękną, zwyczajną, choć nie do końca szczęśliwą dziewczynę. Zostaje wysłana w podróż życia, kiedy to spotyka miłość, doznaje przyjaźni i wzgardy, staje oko w oko ze złem oraz ciemnotą umysłową, którą uosabia wysoki urzędnik kościelny. Dla równowagi siostra zakonna jest przedstawicielką dobra, postępowego i otwartego myślenia, nie należy zatem doszukiwać się tutaj ataków na chrześcijaństwo. Wręcz przeciwnie, pisarki pokazują, że nic nie jest czarne ani białe, nie należy oceniać po pozorach: po zajmowanych stanowisku, pochodzeniu czy kolorze skóry.

 Prócz tych elegancko przedstawionych wartości, były też tak przyziemne rzeczy jak fabuła, która... Zaskakiwała zwrotami akcji. Na 157 stronach było ich wiele, rozgrywało się także kilka wątków równocześnie. Poznajemy zatem ukochanego przyszłej wampirki, jesteśmy świadkami jej naznaczenia, dowiadujemy się, skąd na jej plecach wzięły się koszmarne blizny. Czytelnik, który wcześniej zapoznał się z głównymi tomami serii, dostrzeże wiele smaczków, znajdzie odpowiedzi na pewne dręczące go pytania. Zostały one podane w sposób nienachalny, pozostawiający miejsce na kojarzenie faktów i satysfakcję z tego, że się to udało. Mała rzecz, ale cieszy, prawda?

 Ślubowanie Lenobii to wzruszająca historia o sile miłości,
pokonywaniu życiowych przeszkód i intuicyjnemu parciu człowieczeństwa do światła,
wiedzy i mądrości. 
Polecam Wam tę pozycję, ufając,
że dostrzeżecie w niej coś więcej niż zwykłą historyjkę paranormalną!

Za egzemplarz recenzencki dziękuję portalowi papierowypies.pl!

Moja ocena: 7/10 (bardzo dobra)

środa, 5 sierpnia 2015

141. "Szepty o wschodzie księżyca" - C.C. Hunter


Opis: Kylie różni się od swoich rówieśników nawet na obozie dla nadnaturalnych istot. Widzi duchy i nie należy do żadnego gatunku – za to ma cechy ich wszystkich. Teraz pochłania ją odkrywanie sekretów nowej tożsamości, martwi się jednak, że Lucas i jego stado nigdy nie zaakceptują tego, iż Kylie nie jest wilkołakiem… A to sprawia, że dziewczyna znów zwraca się coraz bardziej w stronę Dereka, który jako jedyny jest stanie przyjąć ją taką, jaką jest.

Jakby tego było mało, Kylie nawiedza duch Holiday, komendantki obozu i najbliższej jej osoby. Jest tylko jeden mały szkopuł… Holiday żyje. Jeszcze. Kylie musi ocalić ją przed niewidocznym zagrożeniem, zanim będzie za późno. W świecie ciągłych wątpliwości i zamieszania tylko jedno wydaje się pewne: nie da się uniknąć zmian i wszystko kiedyś się kończy, nawet pobyt Kylie w Wodospadach cienia.

 Przy recenzjach poprzednich części często i gęsto narzekałam na autorkę. Że postacie płytkie, że infantylne, że nieco schematyczna fabuła i tak dalej. Jednak tym razem... Uch, tym razem pani Hunter zaskoczyła mnie jak nigdy dotąd. Bo nie dość, że pod koniec Zabranej o zmierzchu powieść trzymała już całkiem niezły poziom, to... Szepty o wschodzie księżyca okazały się o kilka klas lepsze od początku serii. Całe. Uwierzycie?

 Czytając Szepty..., miałam wrażenie, że do rąk wciśnięto mi książkę zupełnie innej autorki. Zaczęła się interesująco oraz skończyła interesująco, po drodze nie było żadnych wahań stylu, jak w Zabranej... Tym razem czytanie dzieła pani C.C. okazało się czystą przyjemnością od początku do końca. Spory wpływ na tę poprawę miał fakt, że w końcu udało jej się sprawić, iż postacie, które wykreowała, przestały być infantylne, fabuła trzymała się zasad logiki, a i styl w końcu zaczął przypominać styl godny osoby dorosłej, nie nieogarniętej nastolatki.

 Zmieniła się Kylie Galen, przestała być naiwna i pusta, nijaka. Metamorfozę przeszły również postacie towarzyszące pannie Galen; nabrały one głębi psychologicznej i emocjonalnej, czytelnik jest w stanie pojąć kierujące nimi motywy, dostajemy odpowiedzi na wiele pytań dotyczących przeszłości niektórych z nich. Pewne historie pozostają wzruszające, inne mają potencjał, by takimi się stać. Te drugoplanowe postacie być może nie uległy tak znacznej przemianie jak główna bohaterka, jednak nawet subtelne zmiany stały się zauważalne i znacznie wpłynęły na pozytywny wydźwięk całości.

 Nadeszła chwila, kiedy z czystym sumieniem mogę oświadczyć: ta autorka miała znakomity pomysł i świetnie przelała go na papier. Naprawdę nie sądziłam, że kiedykolwiek to zrobię. Tymczasem jestem pod wrażeniem tego, co wymyśliła C.C. Hunter - jak dotąd nie spotkałam się z takim pomysłem na istotę magiczną, a przecież szeroko pojęta fantastyka to mój ulubiony gatunek literacki. Ponadto akcja intrygowała, zwodziła na manowce, zakończenie trudno było przewidzieć. Tak, dałam się pozytywnie zaskoczyć i mam nadzieję, że Wy również pozwolicie na to Wodospadom Cienia. Warto przebrnąć przez pierwsze części będące czytadłami, by dotrzeć do utworu godnego miana książki.

Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Feeria!

Moja ocena: 7/10 (bardzo dobra)

Recenzje pozostałych książek z serii Wodospady Cienia:

poniedziałek, 3 sierpnia 2015

Wrześniowe pocieszajki, czyli garść zapowiedzi!

Połowa wakacji za nami, jeszcze tylko miesiąc i z powrotem do szkoły, tymczasem wydawnictwa już przygotowują nam antydepresanty (bardzo skuteczne, tak na marginesie).
 Nie wiem, jak wygląda to u Was, ale u mnie terapia działa: na samą myśl, że te pozycje osłodzą mi kolejne spotkanie z polskim systemem edukacji, cieszy mi się pyszczek! :D

kolejność pozycji przypadkowa 


PREMIERA: 07.09.2015 r.

Fascynująca opowieść o Polsce. O ludzkich losach, przeznaczeniu, zdradach i niezłomności.

Lata 30. XIX wieku.

Kluczem do panowania nad Azją jest Afganistan, o który Wielka Brytania rywalizuje z Rosją. W Wielką Grę, nazywaną przez Rosjan Turniejem Cieni wplątane są losy Polaków: Jana Witkiewicza – młodzieńca ułaskawionego z wyroku śmierci i zesłanego na Syberię, Adama Gurowskiego – ucznia Hegla i przyjaciela Heinego, arcyzdrajcy sprawy polskiej, a także Rufina Piotrowskiego – prostego żołnierza i najsłynniejszego uciekiniera z syberyjskiej katorgi.

W śniegach Syberii,  na gorących piaskach afgańskich pustyń i wybrzeżach Morza Czarnego trwa Wielka Gra. Bohaterowie rzucają cienie, ktoś jednak pociąga za sznurki marionetek.

PREMIERA: 27.08.2015

W Wodospadach Cienia Kylie odkryła świat o wiele dziwniejszy, niż kiedykolwiek
mogłaby się spodziewać. Czy kiedykolwiek wyobrażała sobie, że jej najlepszymi przyjaciółkami
będą wampirzyca i czarownica? Czy myślała, że będzie uciekać przed wrogiem i mierzyć się z
własnym dziedzictwem i mocą? Czy kiedykolwiek śniła o dokonywaniu wyboru między
wilkołakiem, który złamał jej serce, ale za wszelką cenę chce ją odzyskać, a półelfem, który był
przy niej, ale wycofał się, zanim los dał im szansę?
Kylie musiała opuścić Wodospady Cienia ze swoją rodziną. Gdy jej trop wpada
najpotężniejszy wróg, dziewczyna widzi przed sobą tylko jedną możliwość: musi przejść
przemianę i w pełni zawładnąć swoją mocą. Tylko to pozwoli jej powstrzymać Maria. Jej podróż
ku własnej tożsamości nie zakończy się jednak, dopóki jej serce nie dokona ostatecznego
wyboru. Wszystko zmierza ku tej decydującej chwili, gdy Kylie ostatecznie przypieczętuje swój
los i na zawsze odda komuś serce.
Ostatni tom serii Wodospady Cienia.
Już wkrótce nowa seria – Wodospady Cienia po zmroku!

PREMIERA: 25.09.2015 r.

Wyniesiony z błota kompanii karnej i przywrócony do rangi kapitana, Reinhardt szykuje swych ludzi do wykonania misji, która ma szansę zakończyć trwającą już ósmy rok Wielką Wojnę. Zarówno on, jak i jego załoga to wyłącznie dodatek do tego, co naprawdę liczy się w tym wielkim równaniu sił i w całym jego życiu – „Marlene”.
Tymczasem w dymie cygar i pryzmatach kryształowych karafek snuje się salonowa intryga, sięgająca od lądowisk sterowców przy linii frontu aż do odległego, zimnego Königsberga. Czego tak naprawdę chce von Ludendorff? W to, że pionkiem jest porucznik von Haugwitz, nie wątpi nawet on sam, ale czy możliwe jest, żeby potężny generał też nieświadomie grał swą rolę w ogromnym przedstawieniu na arenie dziejów?
W warkocie rotorów, w dudnieniu działek pokładowych i świście wichru w olinowaniu nadchodzi Flammender Ruhm.
Płomiennej chwały blask.

PREMIERA: 18.09.2015 r.

Dora Wilk powraca! A wraz z nią jej wesoła kompania bohaterów, których pokochaliście czytając heksalogię. 14 opowiadań ze Świata Thornu. Nie tylko z perspektywy Dory Wilk, ale również innych bohaterów, dotychczas drugoplanowych.

Szalone diablice, zdeprawowane wilki, przesadnie romantyczne bóstwa, niebiańscy włamywacze i wampiry z problemami... To tylko mały wybór tego, z czym musi się mierzyć Dora i jej przyjaciele w opowiadaniach zebranych w tym tomie.

Tę kobietę nuda po prostu omija z daleka. To zaraźliwe!

Nie pozostaje nic innego, jak odkładać pieniądze/planować napad na bank/księgarnię,
 czy obmyślać inne sposoby zdobycia tych książek.
A po drodze czeka jeszcze nowy Pilipiuk i inne cuda - jak tu się nie cieszyć?
I nie zbankrutować?

niedziela, 26 lipca 2015

140. "Niepokoje wychowanka Törlessa" - Robert Musil


Opis: Powieść "Niepokoje wychowanka Törlessa" to wnikliwe studium relacji międzyludzkich, które zadaje fundamentalne pytania o źródła przemocy i w niezwykle przejmujący sposób opisuje mechanizmy manipulacji człowiekiem.

Akcja powieści rozgrywa się w czasach monarchii austro-węgierskiej w szkole kadetów dla chłopców z „dobrych domów” i przedstawia wewnętrzne zmagania wrażliwego wychowanka, zmuszonego stawić czoło szkolnej rzeczywistości. Konflikty między uczniami oraz perwersyjne zachowania, kryjące się za fasadą ekskluzywnego internatu, niepokoją, dręczą, a zarazem fascynują Törlessa. Dwaj liderzy klasowi szantażują Basiniego, słabszego ucznia przyłapanego na drobnej kradzieży. Straszą, że ujawnią jego przewinienie wobec całej klasy i nauczycieli. Trzymają go w szachu i wymagają coraz większej uległości. Törless jest dostatecznie silny i inteligentny, by nie poddać się dominacji zwyrodniałych moralnie kolegów, ale na tyle słaby, by nie przeciwstawiać się ich działaniom. Wciągnięty w spisek, staje się współuczestnikiem przeprowadzonego przez nich samosądu nad upatrzoną ofiarą...



 Sięgając po tę książkę, sądziłam, że oto trafiłam na coś naprawdę interesującego, co okaże się jedną z tych pozycji, które czyta się z zapałem i na długo zostaje w pamięci. Tymczasem... Owszem, jeszcze długo nie zapomnę Niepokojów..., choć może z nieco innych powodów, niż bym chciała.

  Gdy rozpoczęłam czytanie, zrozumiałam ważną rzecz: wszelkie moje oczekiwania mogę schować głęboko do kieszeni, bo nijak mają się do rzeczywistości. Czy poczułam zawód? Bynajmniej. Raczej jeszcze większe zaintrygowanie, bo oto trafiłam na pozycję tak odmienną od tych, które czytałam dotychczas. Przede wszystkim zaskoczył mnie język: poetycki, kwiecisty, piękny i... miejscami trudny do zniesienia. Nie zrażałam się, czytałam dalej, a w miarę tego czytania nabierałam podziwu dla tłumacza. Bo skoro mnie, Polce, czytanie w języku ojczystym czasami szło jak po grudzie, to co dopiero ten tłumacz miał powiedzieć?

 Opis tak mnie zainteresował tą dominacją, demoralizacją, perwersją i innymi brzydkimi rzeczami, że kiedy trafiłam na rozterki chłopaczka tęskniącego za rodzicami i jego wynurzenia
o tym, jaki to on niezrozumiany jest, mądry, wrażliwy et cetera, to poczułam się, jakbym z impetem uderzyła głową w mur. Nie czarujmy się, 
Törless bywał postacią zwyczajnie irytującą, którą trudno zrozumieć. A jednocześnie jest w nim coś takiego... Co sprawia, że można odnaleźć w nim kawałek siebie. Zakładam, że wielu z nas stawało przed trudnymi wyborami towarzyskimi oraz życiowymi, a niektóre z podjętych wtedy decyzji miały wpływ na nasze dalsze życie, być może nawet charakter, który dopiero się kształtował. I właśnie o tym jest ta historia, o młodym, miękkim charakterze, który szuka właściwego kształtu, swojej tożsamości pośród tego, co wypada i nie wypada, co dobre i złe. 

 Jednak... Nie tylko o Törlessie rzecz się miała, mimo iż to on jest głównym bohaterem. Jego towarzysze są ponadczasowymi odpowiednikami młodzieży znajdującej się w każdej szkole - liderów, który pociągają za sobą tłumy młodocianych kolegów, potrafiących i wywyższyć,
i poniżyć. Doprowadzić do tragedii. Bawią się ludźmi, manipulują, próbują przemycić własne poglądy, chociażby najdziwniejsze. Możecie być pewni, że podczas zagłębiania się w tę historię nadejdzie moment, kiedy rozchylicie usta ze zdumienia i zaczniecie zastanawiać się nad tym, co też ludzie są w stanie wymyślić oraz wprowadzić w życie. Wiara - jakakolwiek - to ogromna moc.

 Niepokoje wychowanka Törlessa to niełatwa książka. Pokusiłabym się wręcz o stwierdzenie, że to jedna z tych lektur, które należy sobie dawkować niewielkimi porcjami, by nie udławić się zbyt dużym kawałkiem. I choć faktycznie bywała nieco perwersyjna, to niejednokrotnie odnosiłam wrażenie, że autor rozpoczynał interesujące wątki tylko po to, by zaraz je porzucić, ominąć to, co mógł stworzyć z nich najlepszego. Pozostawał niedosyt, lecz tematów do przemyśleń nie brakuje mi z pewnością. Myślę, że bibliofile lubiący czytelnicze wyzwania powinni skusić się na tę pozycję! No i warto zaznaczyć, że wydawnictwo, jak zwykle, postarało się i wydało pięknie oprawioną knigę.

Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Zysk i S-ka!


Moja ocena: 6/10 (dobra)

niedziela, 19 lipca 2015

Podziel się uśmiechem!

Dzisiaj chcę podzielić się z Wami radością i uśmiechem!

Nie, nie wygrałam na loterii, nikt nie podarował mi tysiąca książek ani nie obiecał, 
że wakacje będą trwać cały rok. 
Dlaczego więc?
Tak po prostu!


Stracony jest każdy dzień bez uśmiechu.
- K. Makuszyński 
Każdy miewa gorsze dni, prawda? Nawet w wakacje, które niektórych już nie obejmują. Mam nadzieję, że te parę optymistycznych słów poprawi nastrój choć jednej osobie. Jeden uśmiech = jeden sukces!
Ludzie powinni częściej się do siebie uśmiechać! C=
Nie zaczynaj dzisiejszego dnia od rozpamiętywania wczorajszych zmartwień.
- P. Bosmans

Nigdy nie byłam typem optymistki, wciąż nie jestem, ale odkryłam ważną rzecz: jeden uśmiech może poprawić nawet najgorszy nastrój. To takie malutkie szczęście niczym światełko pośród mroku. Nie rozjaśni ciemności, ale da nadzieję na piękny wschód słońca :)

Uśmiech to skrzywienie, które wszystko prostuje.
- Internety

Zdjęcie z mojego kalendarza. Kupiłam go, bo ładnie wyglądał, a potem okazało się, że każdy miesiąc zawiera jakiś motywujący cytat  <3

W życiu chodzi o to, by być trochę niemożliwym.
- O. Wilde

Wielu z Was pewnie kojarzy pomysł na słoik szczęścia, do którego codziennie wrzuca się karteczkę z czymś, co danego dnia było dla nas szczęśliwe. Co prawda nie zrobiłam takiego słoika (bo jestem leń), ale idea utkwiła mi w pamięci; przekonałam się, że codziennie, nawet
w najgorszym dniu, znajdzie się jakiś drobiazg, za który warto być wdzięcznym.


Szczęściem jest to, że mogę pisać dla Was ten post ♥ 
Co szczęśliwego ostatnio spotkało Ciebie?
Podziel się tym z nami w komentarzu, przekonajmy się, jak różnorodne formy może przybierać szczęście =)

Życie jest zbyt ważne, aby brać je na poważnie.
- O. Wilde

I niech ten (ty)dzień upłynie Wam pod znakiem uśmiechu (:

piątek, 17 lipca 2015

139. "Laur" - Jewgienij Wodołazkin


Opis: Autor, nazywany "rosyjskim Umberto Eco", stworzył powieść, która w historycznym kostiumie zadaje niezwykle aktualne pytania.
Powieść ta, będąca swoistą podróżą w głąb rosyjskiej duszy, umiejętnie łączy pieczołowicie odwzorowane realia epoki z elementami mistycznymi. Pokazuje zamknięty w czterech księgach cykl przemiany bohatera, który pokonuje długą drogę od osieroconego chłopca do uzdrowiciela, potem mnicha-pustelnika, jurodiwego, a w końcu - świętego. Przemierzając Rosję, bohater styka się niemal codziennie z przemocą i okrucieństwem, a także z powszechnym wśród ludu apokaliptycznym lękiem, który potęguje szerząca się zaraza i nieustanne wojny. Równocześnie modli się w intencji ukochanej kobiety, która zginęła z jego winy. Tytułowy Laur to wprawdzie postać fikcyjna, ale utkana z wielu prawdziwych historii o rosyjskich świętych, dzięki czemu jego historia zyskuje charakter ponadczasowej przypowieści.  


 Laur zaintrygował mnie swoim opisem, który przywiódł mi na myśl historię Rasputina, człowieka nad wyraz interesującego, nieprzestającego budzić kontrowersji mimo niemal stu lat, które upłynęły od jego śmierci. Ponadto uwielbiam zagłębiać się w powieści rosyjskich autorów, kocham poznawać rosyjską historię i mentalność. Ot, skrzywienie, którego nie chcę prostować. Widzicie zatem, że powieść ta była dla mnie pozycją obowiązkową.

 Jewgienij Wodołazkin stworzył powieść, która zostaje w pamięci jeszcze długo po zakończeniu czytania. Nie jest pozycją stricte rozrywkową, w żadnym razie! To jedna z tych książek, które nie wpisują się w hedonistyczne kanony XXI wieku, ponieważ wymaga od czytelnika skupienia, chwili zadumy nad sobą oraz otaczającym go światem. Nie oznacza to jednak, że - jak często ma to miejsce w przypadku lektur szkolnych - czyta się mozolnie i z miernym zainteresowaniem, wypatrujących mądrości życiowych. Laur to naprawdę mądra pozycja, wzbudzająca zainteresowanie oraz silne emocje, ba, zdarzały się także momenty, kiedy nie sposób było się nie uśmiechnąć!

 Średniowiecze wielu z nam - i słusznie - kojarzy się z teocentryzmem. Ujrzawszy, jak ważną postacią jest dla Aleksieja Bóg, trochę się zraziłam. Bynajmniej nie ze względu na moje poglądy religijne czy inne tego typu pobudki osobiste - po prostu nie przepadam za opowieściami o Bogu w innej konwencji niż fantastyczna, jednak z czasem okazało się, że nie będzie to żaden problem. Autor uczynił z Boga Wielkiego (Nie)obecnego - Jego obecność stała się naturalną częścią powieści jak rażące wulgaryzmy w Sztywnym Gołkowskiego, bez tych cech obie, tak różne, książki utraciłyby swoje cechy charakterystyczne. Myślę też, że znaczna rola wiary w życiu głównego bohatera oraz jemu współczesnych to zaleta powieści. Wodołazkin oddał średniowieczne realia z pieczołowitością godną podziwu. Mentalność tamtych ludzi, ich zwyczaje, zabobony, nawet zioła leczące poszczególne dolegliwości - to wszystko zostało ujęte w treści; dzięki temu możemy tylko się domyślać, jak wiele pracy i serca pisarz włożył w tworzenie tej historii.

 Główny bohater, wspomniany już Aleksiej, bez wątpienia jest postacią dynamiczną. Towarzyszymy mu niemal przez całe jego życia, obserwując, jak z chłopca zmienia się w żądnego uczucia mężczyznę, jak najczystsze z uczuć sprowadza na jego głowę zło; jak pragnie odpokutować za swe uczynki; jak pomaga ludziom, nawet za cenę swej godności. Będziemy świadkami pięknych chwil, ale też takich zwyczajnie mrożących krew w żyłach. Każdy z nas odnajdzie w Aleksieju - Medyku - Ustinie - Laurze samego siebie. Bo przecież każdy z nas, nawet ten o najszlachetniejszym charakterze, jest tylko człowiekiem mającym słabości i wady, miewającym chwile zwątpienia. W Laurze z pewnością odnajdziecie pojedyncze mądrości życiowe, jednak to nie one są najważniejsze. Ta powieść cała jest życiową mądrością, pewną wskazówką i tylko od nas samych zależy, co z niej wyniesiemy.

 Zwiedzimy ówczesną Rosję, dowiadując się - jeśli ktoś nie wie - czym są jurodiwi oraz starcy - gwarantuję, że to interesujący, godny dalszego zgłębiania temat. Święci szaleńcy, będący trochę jak sam Rasputin (określany mianem świętego diabła), bez wątpienia są znakiem szczególnym ziem ruskich w tamtych czasach. Poznamy i Polaków - przejdziemy przez dawne ziemie Królestwa Polskiego, dowiadując się o naszym kraju wielu ciekawych rzeczy; stereotypów, które, notabene, są znacznie ciekawsze od tych dzisiejszych o pijakach. Będziemy mieli okazję zmierzyć się z własnymi słabościami, uświadomić sobie, jak wielkie lub też małe jest nasze miłosierdzie. Ufam też, że niejednokrotnie wzruszycie się podczas tej lektury, ściśnie Wam się serce, czy zjeży włos na głowie. 


Laur to mądra, poruszająca powieść o ludzkich słabościach i sile, którą daje miłość.
Jest niczym krzywe zwierciadło, w którym wielu wolałoby się nie przeglądać.
Czy Wam starczy odwagi?
Mam nadzieję, że tak.

Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Zysk i S-ka!


Moja ocena: 10/10 (arcydzieło)

poniedziałek, 13 lipca 2015

Konkurs z "Przebudzoną o świcie" - WYNIKI!


Wakacyjny konkurs został zakończony, zatem czas ogłosić wyniki. 

Najpierw jednak chciałabym podziękować uczestnikom;
 wszystkie odpowiedzi były interesujące i chętnie nagrodziłabym każdego z Was C=

No ale życie jest brutalne i trzeba było wybrać trzech szczęśliwców.  
Okazało się to zadaniem niełatwym, bo o ile zwycięzcy głównej nagrody i i jednej niespodzianki zostali wybrani jednogłośnie, o tyle nad trzecim laureatem trwały burzliwe dyskusje.
Ba, można rzec, że rozpętała się zawzięta kłótnia, gdzie każdy bronił swojego kandydata.
Piotrusiu*, dziękuję za utwierdzenie mnie w słuszności moich pierwszych wyborów oraz za wspomniany spór.
Koteł, dziękuję za rozstrzygnięcie owego sporu.

* Porządna Nibylandia musi mieć Piotrusia 

UWAGA,
OTO ZWYCIĘZCY!

Główną nagrodę, czyli książkę pt. Przebudzona o świcie otrzymuje Tysiak!
Gratuluję ♥

Niespodzianki otrzymują:




Jeszcze raz serdecznie dziękuję uczestnikom oraz jurorom ♥

środa, 8 lipca 2015

138. "Sherlock Holmes. t.2" - Arthur Conan Doyle



 Wydawnictwo Zysk i S-ka jakiś czas temu wznowiło opowiadania o najsłynniejszym detektywie wszechczasów, zawierając je w trzech pięknie wydanych, obszernych tomach. Twarda okładka z dodatkową obwolutą, duży format i elegancki wygląd całego cyklu na półce + posiadanie wszystkich historii o Holmesie = marzenie każdego bibliofila i fana Sherlocka. Książki, jak na tak piękne wydanie, wcale nie odstraszają ceną, zatem warto skompletować sobie te perełki!

 Arthur Conan Doyle nie próżnował, stworzył kolejne historie zaskakujące zwrotami akcji, a przede wszystkim niebagatelnymi zdolnościami analitycznymi głównego bohatera. Nieodmiennie jestem pod wrażeniem pomysłowości, jaką musiał wykazać się autor przy pisaniu tychże książek oraz kunsztu literackiego i zwyczajnego talentu, którym był obdarzony. Choć na rynku literackim w ciągu lat, które upłynęły od debiutu Doyle'a, pojawiły się tysiące kryminałów, to niewiele może równać się z tą klasyką. Ze starociem pozostającym aktualnym i wciąż zajmującym rzesze czytelników na całym świecie. Starociem ponadczasowym. 

 Przyznaję, że tym razem autor zaskoczył mnie bardziej niż wcześniej - dążenie Holmesa do konfrontacji z profesorem Moriartym, wręcz obsesja na jego punkcie, były pewną nowością.
A i sam oponent głównego bohatera okazał się nad wyraz interesującą postacią. Takim Sherlockiem, który opowiedział się po ciemnej stronie mocy, co skłania do zastanowienia się nad tym, co by było, gdyby nasz ulubiony detektyw faktycznie postanowił zostać złoczyńcą. Czy wreszcie moglibyśmy obserwować przebieg morderstwa idealnego?

 Tak, ten tom zdecydowanie był jeszcze bardziej pełen zaskoczeń niż poprzedni [recenzja]. Nie tylko mieliśmy do czynienia ze starciem geniusza zła z geniuszem stojącym po stronie dobra, ale też  z pewną intrygującą damą... Irene Adler. Ci, którzy mieli już styczność z tą historią, doskonale orientują się w subtelnej więzi łączącej Sherlocka i tę kobietę, natomiast te osoby, które dopiero rozpoczną swoją przygodę z klasyką kryminału... no, logiczne, że dopiero będą świadkami narodzin tego dziwu. W końcu nie jest tajemnicą, że przygody tytułowej postaci z kobietami są niesamowicie skromne. Arthur Conan Doyle nie uraczył nas żadnym mdłym romansem, miał wyczucie, którego niejednokrotnie brakuje współczesnym autorom pakującym miłostki gdzie się da.

 Największym zaskoczeniem będzie dla Was zakończenie tego tomu, gwarantuję. Sama uroniłam wtedy parę łez, choć rozum podpowiadał, że... Że nie mogę Wam zdradzić, co podpowiadał, żeby nie spoilerować. Taki już los recenzenta... Wiedzcie jednak jedno: dzieje się naprawdę sporo, jesteśmy świadkami niebywałego starcia dwóch geniuszy, a to nie może być nudne, nie w tym przypadku!

Sherlock Holmes t.2. to prawdziwa gratka dla wszystkich fanów słynnego detektywa oraz... pewien szok.
Wiedzcie jednak jedno:
TO PO PROSTU TRZEBA PRZECZYTAĆ!

Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Zysk i S-ka!


Moja ocena: 10/10 

czwartek, 2 lipca 2015

137. "Podróż po miłość. Lilianna" - Dorota Ponińska


Opis: Marta jest pewną siebie, odnoszącą sukcesy młodą kobietą. Ma w życiu jeden
cel: wspiąć się na szczyt kariery zawodowej. Kierując się wpojoną jej przez babkę
nauką, że kobieta może liczyć tylko na siebie, nie zostawia w swoim życiu miejsca
dla żadnego mężczyzny. Wytrwale unika zaangażowania i bliskości.
Kiedy jednak w jej ręce trafi pamiętnik babci Lilki, coś się zmieni. Podążając śladami
antenatki, Marta będzie miała okazję nie tylko odkryć prawdziwą historię
rodziny, lecz także spojrzeć z dystansem na własne życie. Czy zdecyduje się je
przewartościować?
Powieść przenosi czytelników do Ameryki lat trzydziestych — fascynującej ery
swingu, klubów jazzowych Harlemu oraz słonecznych wybrzeży Florydy. W tym
wyjątkowym miejscu spotkają się z samym Ernestem Hemingwayem.

Nigdy nie ukrywałam i ukrywać nie będę, że jestem fanką mocnego uderzenia - czy to w muzyce, czy w literaturze. Niejednokrotnie już o tym wspominałam, wspominam i teraz, gdy moje serce skradła seria o... miłości! Wybrałam się w tytułową Podróż po miłość, a wróciłam zakochana - oczywiście w talencie pani Doroty Ponińskiej i opowiadanych przez nią historiach. Nigdy też nie zapomnę Ajwazowskiego z Emilii[recenzja]

 Z niecierpliwością czekałam na Liliannę (co za zbieg okoliczności - finał ulubionej serii zatytułowany jednym z mych ulubionych imion!), a kiedy się doczekałam i miałam książkę w ręku... Byłam wniebowzięta! Okładka miała piękny, żywy kolor (nota bene limonkowy, czyli nawiązujący do treści), zawierała cechy charakterystyczne danej historii i pasowała do całej reszty, no po prostu fantastycznie. Ale najważniejsze było to, co czekało w środku, a o czym informuje już opis: współczesność, główna bohaterka Marta i jej prababka Lilianna, a także Ernest Hemingway. To ucieszyło mnie średnio, bo zdecydowanie wolałam czuć tchnienie przeszłości, ponadto wspomniany Hemingway należy do grona pisarzy, od których stronię...

 No i stało się, jak się stało: historia kolejny raz porwała mnie na długie godziny, a odkładałam książkę wyłącznie wtedy, kiedy musiałam. Dorota Ponińska powróciła w wielkim stylu: zabrała nas do Warszawy, do Londynu, na Florydę i Key West. Znowu wykazała się niebywałym kunsztem literackim oraz wspomnianym już talentem, kiedy odmalowywała przed nami klimat kolejnych miejscowości. Pal licho, Europę, ale Ameryka, zwłaszcza międzywojenna? Czułam na twarzy powiew wiatru owiewającego Liliannę, grzało mnie słońce padające na twarz Marty. Nie byłam tam, ale miałam niebywałe poczucie, że wszystkie te cuda opisywane w Liliannie ujrzałam na własne oczy, że poznałam osoby, które poznały główne bohaterki. Nikt tak jak ta autorka nie opisuje miejsc, nie ukazuje kultur danego kraju, mentalności ludzi na przestrzeni wieków. Różnice między przedwojenną Polską a USA okazały się kolosalne. Te same, jednak kompletnie różne czasy.

Autorka nie ma także problemów z prowadzeniem niejako podwójnej akcji: w przeszłości oraz w teraźniejszości, z punktwu widzenia dwóch kompletnie różnych kobiet. Sprawnie łączy ze sobą czas i przestrzeń, nie dezorientuje to czytelnika, wręcz przeciwnie, czuje się pragnienie czytania dalej, by dowiedzieć się, co się stało i jaki wpływ miało to na życie kolejnego pokolenia. A miłość? Co z tą tytułową miłością, podróżą po nią? Tutaj również pisarka nie pozostaje gołosłowna, zapewniam, że rzeczona podróż ma swoje uzasadnienie w treści, a uczucie tak pilnie wałkowane przez wszelkich twórców na przestrzeni wieków nie jest mdłe i nużące, przesłodzone. Nie. Ma wady i zalety, wzloty i upadki, które przeżywamy wspólnie z zakochanymi.

 Lilianna to dziewczyna marząca o miłości i szczęśliwym życiu, Marta jest singielką z wyboru, realizuje się zawodowo. Tak różne, a jednak tak podobne. Na podstawie ich historii oraz doświadczeń z mężczyznami autorka analizuje wzorzec męskości na przestrzeni lat oraz pociąg przedstawicieli płci męskiej do zachowań niebezpiecznych oraz destrukcyjnych. Analizie podlega także rynek reklamy, wychodzą na jaw oszustwa, którymi jesteśmy raczeni przy kupowaniu żywności. Po tej powieści zwątpiłam ostatecznie we wszelkie zapewnienia o rzekomych zdrowotnych właściwościach reklamowanej żywności.


Podróż po miłość nie jest zwyczajną historią zakochanych kobiet.
To także mądra powieść o życiu i ludziach.
Zaskakuje. Emocjonuje. Rozkochuje.
Będziecie chcieli więcej!


Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Nasza Księgarnia oraz autorce!


Moja ocena: 8/10 (rewelacyjna)

poniedziałek, 29 czerwca 2015

136. "Endgame. Wezwanie" - James Frey



Opis: Książka? Nie, to przyszłość rozrywki!

Projekt "Endgame" to multimedialne doświadczenie, w którym rzeczywistość przeplata się z fikcją.
Trzy powieści, jedna gra dla miliardów graczy.
No i 3 000 000 $ nagrody!
Przyszłość nie została jeszcze określona.
Dopiero "Endgame" ją zweryfikuje.

W Ziemię uderza seria meteorytów. Tylko garstka jest świadoma tego, co to oznacza…

W ich żyłach płynie krew starożytnych cywilizacji.
W ich umysłach odzywa się głośne wezwanie.
W ich rękach znajduje się los świata.

Nie mają nadprzyrodzonych zdolności. Nie potrafią latać, nie posługują się magią.
Od dziecka szkolono ich, by stali się zabójcami idealnymi.

Nadszedł czas.
Usłyszeli wezwanie.
Rozpoczyna się "Endgame"!

Czytaj książkę. Odszukuj wskazówki. Rozwiązuj łamigłówki.
Zwycięzca może być tylko jeden!


 Czy jest jeszcze ktoś, kto nie słyszał o Endgame? O jednym z najlepszych pomysłów, które w ostatnich latach zaistniały na międzynarodowym rynku czytelniczym? O wciągającej historii młodych ludzi, którzy muszą rozwikłać szereg trudnych zagadek oraz... Zabijać, by zwyciężyć.
W tej Grze Ostatecznej udział biorą także czytelnicy z całego świata, aktywnie w niej uczestnicząc - będąc jednym z Graczy, rozwiązując zagadki i... wygrywając nagrodę główną.

 Przyznaję, że nie lubię zagadek, więc nawet nie próbowałam zabierać się za te zawarte w Endgame, skupiłam się na opowiedzianej mi historii, która okazała się naprawdę zajmująca. Fakt, trochę zalatuje Igrzyskami Śmierci [młodzi ludzie, którzy muszą się wzajemnie pozabijać, by wygrał tylko jeden farciarz], jednak nie jest to wielki problem, bo prócz tych paru kwestii, powieści kompletnie się od siebie różnią. Trzeba przyznać autorom jedno: mieli znakomity pomysł i całkiem porządnie przelali go na papier, że już nie wspomnę o organizacji całej reszty, która towarzyszy materialnej stronie multimedialnego przedsięwzięcia. Już sam zamysł jest godny podziwu, jednak wykonanie... Sami sięgnijcie po powieść i się przekonajcie. A nuż wygracie kupę złota? 

 Endgame to pozycja idealna dla młodego czytelnika, zwłaszcza takiego, który dotąd stronił od czytania: jest niczym papierowy film akcji, w którym znajdziemy dosłownie wszystko - miłość, walkę, krew, śmierć, seks, apokalipsę. Fabuły być może nie można porównywać chociażby z maestrią tej w Sherlocku Holmesie, jednak jest interesująca, chce się dowiadywać, co będzie dalej, jak potoczą się losy poszczególnych bohaterów. Czy dotrwają do kolejnej zagadki, czy zginą po drodze? A może przydarzy im się coś innego, znacznie gorszego niż śmierć? Może ktoś wcale nie chce być Graczem? Uwierzcie, nie będzie czasu na nudę! Akcja pędzi na złamanie karku nawet dosłownie przez cały świat (znajdzie się i miejsce dla Polski!) , zatem nuda Wam nie grozi!

 Warto wspomnieć o mnogości bohaterów; spotkamy się z każdym Graczem z osobna, poznamy go, dowiemy się co nieco o jego przeszłości/życiu sprzed wezwania. Będzie zatem młodziutka matka, niemowa, sadysta, psychopaci... Nie zabraknie też zwyczajnej dziewczyny, która mogłaby chodzić z którymś z nas do klasy. A wszyscy oni ukrywają pod tą fasadą odruchy zabójców. Znajdzie się też zwyczajnie zakochany młodzieniec. Widzicie, że ludu będzie dużo. Jak więc nie pogubić się w tym tłumie? Należy czytać uważnie, to oczywiste, ale każdej postaci przydzielono jakąś cechę charakterystyczną (o niektórych wspomniałam powyżej), zatem nie będzie źle. Ba, ośmielę się powiedzieć, że będzie dobrze: w końcu można wybierać ulubionych bohaterów spośród sporego wachlarza możliwości. Znienawidzonych właściwie też.

 Endgame. Wezwanie to nie jest arcydzieło literatury, bądźmy szczerzy. Na poły ma interesować, na poły prowadzić do rozwiązania zagadek. Sądzę, że spełnia obie te funkcje (zadbano także o wygodę czytelnika, dodając na końcu miejsce na notatki), ponadto jest powieścią interaktywną, czytelnik niejako bierze udział w życiu bohaterów, samemu musząc mierzyć się z zagadkami. Mimo wszelkich niedociągnięć, warto zapoznać się z tą książką, z pewnością stanowi coś niecodziennego na rynku książki!

Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu SQN!

Moja ocena: 7/10 (bardzo dobra)

poniedziałek, 22 czerwca 2015

135. "Kłamca. Papież sztuk" - Jakub Ćwiek



Opis: Jubileusz bestsellerowego cyklu!

To już dziesięć lat od kiedy pierwszy tom Kłamcy zagościł na półkach i w sercach czytelników.

Loki – nordycki bóg kłamstwa na usługach aniołów, a także, mimochodem, bohater pięciu książek, komiksu i gry karcianej – nie ma czasu świętować. Oto bowiem przyjdzie mu się zmierzyć z jednym z największych swoich wrogów. W dodatku na własne życzenie, bo wszystko wskazuje na to, że Dezyderiusza Crane’a, samozwańczego boga popkultury, stworzył omyłkowo nie kto inny jak Loki właśnie.

Teraz rozpoczyna się gra z czasem, tym trudniejsza, że z każdą chwilą nowy bóg coraz lepiej poznaje swoje możliwości. Jego główną mocą jest kontrola nad narracją, a nawet… nad całą opowieścią.

Jubileuszowa powieść o Lokim to wariacka jazda bez trzymanki umiejscowiona fabularnie pomiędzy opowiadaniami z drugiego tomu. Pełna gościnnych występów, ciętych bon-motów i będących wyznacznikiem serii popkulturowych nawiązań usatysfakcjonuje wszystkich miłośników Kłamcy.

 Są nazwiska, które same w sobie stanowią markę. Widzisz takie i już wiesz, że tę książkę możesz kupić w ciemno, bo bez względu na tematykę będziesz się dobrze bawić. Dla mnie jednym z takich autorów jest Ćwiek. A już Ćwiek wracający do mojego ukochanego Kłamcy... To coś, co bez wątpienia mnie zadowoli. Po prostu nie mogło być inaczej.

 Papież Sztuk to taka książka, która porywa czytelnika od pierwszej strony, zwłaszcza jeśli miało się do czynienia z Lokim i jego ekipą już wcześniej. Ale... porywa nie tylko cięty język autora, który w zaskakująco umiejętny sposób łączy wulgaryzmy i klasę, lecz także jego fantastyczny pomysł na najnowsze opowiadanie: czytelnik sam może wybrać, jak zakończą się poszczególne zagwozdki fabularne. Brzmi może absurdalnie, ale dostarcza mnóstwa frajdy i śmiechu, można się poczuć prawie jak dziecko, które zaraz otworzy gwiazdkowy prezent. I... Pamiętajcie: tutaj nic nie jest oczywiste, wszystko zmienia się jak w kalejdoskopie. A kto ma na to wpływ? Autor, my sami, czy jego bohaterowie żyjący własnym życiem? Kto wie...

 Bóg miłości i bóg wina dzielnie dotrzymują kroku bogu kłamstwa w pracy dla aniołów. Wychodzi z tego mieszanka, w której każdy bohater pochodzi z innego systemu religijnego, a mimo to dobrze dogadują się między sobą. A że czasem któryś zdenerwuje szefa i dostanie w zęby? Zdarza się... Jak więc widzicie, bohaterowie pozostali tacy jak w poprzednich częściach: zabawni, dowcipni, zaskakujący, perfekcyjnie wykreowani. Realni mimo boskiego pochodzenia. Da się? Da! Dodatkowy punkt dla autora za wykreowanie Crane'a - jego pochodzenie do teraz sprawia, że chce mi się śmiać, a sposób, w który prowadził narrację... Sami się przekonajcie, jednak wiedzcie jedno: tego jeszcze nie było. Jakub Ćwiek wprowadza powiew świeżości do fantastyki.

 Jak to w przypadku tego autora bywa, zwroty akcji zaskakują, zapierając dech w piersi, a jednocześnie czytelnik w którymś momencie zadaje sobie pytanie w stylu; Co on, do diabła ćpa, że wymyśla takie rzeczy?! Po czym tenże czytelnik wybucha opętańczym śmiechem, zmuszając osoby postronne do podobnych rozważań. Nie ma czasu na nudę, nie ma czasu nawet na odłożenie książki. Jest stosunkowo cienka (i zbyt krótka!), więc nie oderwiecie się, póki jej nie skończycie. A kiedy już dobiegnie końca, będziecie i usatysfakcjonowani, i niezadowoleni - spragnieni więcej. Loki po 10 latach powrócił w znakomitej formie, aż chce się kolejną historię o nim. I kolejną. I jeszcze jedną.

Kłamca. Papież sztuk to coś, co musi przeczytać każdy fan dobrej fantastyki:
i ten, który zna Lokiego, i ten, który chce go poznać.
Miłego czytania!

Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu SQN!


Moja ocena: 9/10 (wybitna)