czwartek, 30 kwietnia 2015

130. "Czerep mutanta" - Wiktor Noczkin


Opis: Nowe przygody stalkera Ślepego
Zona skrywa niejedną tajemnicę – czasami nie wystarczy do jej odkrycia intuicja czy logika, a wtedy przydaje się ślepy traf. Czego jak czego, ale tego stalkerowi Ślepemu jego Fortuna nie szczędzi.
Próbujący odpocząć u rodziny na Dużej Ziemi stalker trafia wbrew swej woli w sam środek szeroko zakrojonej operacji, realizowanej rękami najemników, ale stworzonej przez samych Gospodarzy Zony. Ukrywający się przed pogonią Ślepy zmienia tożsamość i chowa się w Głębokiej Zonie. Tam będzie musiał rozwikłać tajemnicę przestępstwa w obozie stalkerów, lawirować pomiędzy ścierającymi się frakcjami, znaleźć zabójcę, odnaleźć nietypowy artefakt, spotkać się z Chemikiem i Garsteczką.
Dziwne rzeczy dzieją się w Zonie, ścierają się ukryte siły, a Ślepy i jego towarzysze nagle okazują się być na pierwszej linii tej cichej wojny.


 Jak wiecie (albo i nie), Ślepa plama [recenzja] spotkała się z moim entuzjastycznym przyjęciem. Jest to pierwsza część przygód Ślepego i jednocześnie pierwsza książka z uniwersum S.T.A.L.K.E.R., z którą miałam do czynienia. No i pierwszy ruski stalker przetłumaczony na polski i wydany w naszym kraju. Uff, dużo tych pierwszości, co?

 Druga część perypetii Ślepego wzbudziła we mnie wiele emocji i to jeszcze zanim zaczęłam czytać. Długo wyczekiwana kontynuacja jednej z moich ulubionych książek nadeszła! Jak tu się nie cieszyć, nie oczekiwać porcji świetnej zabawy? Każdy, kto czyta, wie, że nadmierny entuzjazm jest szkodliwy, bo powieść może nie spełnić naszych wygórowanych oczekiwań. W tym przypadku... Noczkin dał radę. Mało tego, było lepiej, niż oczekiwałam! No i o wiele lepiej niż w nieszczęsnym Wektorze zagrożenia [recenzja] z uniwersum Survarium.

 Ślepy, jak to Ślepy, nie mógł długo wytrzymać w spokoju, Duża Ziemia nie dla niego, choć piękne kobiety oraz wielkie kłopoty to i owszem... Tym oto sposobem autor zaserwował nam znaną już postać: dowcipną, inteligentną, która z lekkością i swobodą przeprowadzi nas przez niebezpieczeństwa Strefy, zabawiając przy tym anegdotkami o stalkerze Pietrowie. Wykreowana przez Wiktora Noczkina główna postać należy do grona moich ulubionych, mam do niej ogromną słabość i mnóstwo sympatii. Choć... tym razem było nieco inaczej. Odniosłam wrażenie, że Ślepy trochę zmądrzał, zmężniał, no i tym razem nie szczędził intelektu. Ot, stalkerski Holmes! (fantastyczne połączenie, przyznaję)

 Zmienił się także ogólny wydźwięk powieści, jej atmosfera. Tak, wciąż było lekko, emocjonująco, dowcipnie, na poziomie... Ale, paradoksalnie, poziomie wyższym mimo większej liczby niecenzuralnych słów. Mieliśmy do czynienia nie z chłopcem, a z mężczyzną, z naprawdę poważną intrygą i fabułą, która jednak dała do myślenia. I która wywoływała niekontrolowane ataki śmiechu - historie o babach latających w środku Zony i anielskim sporcie były przezabawne. Gra słów w ostatniej okazała się świetna, nawet jeśli ktoś niewiele miał do czynienia z językiem niemieckim. Jak to u Noczkina - wszystko przystępnie podane, wyjaśnione. Więcej nie zdradzam, to po prostu trzeba przeczytać!

 Tytułowy czerep mutanta okazał się naprawdę intrygującą zagadką i jeśli miejscami będziecie mieć wrażenie, że autor zbacza z tematu, oddala się od niego - to spokojnie, wszystko w tej książce ma swoje miejsce, jest z konkretnego powodu. Po prostu tutaj trzeba nieco więcej pomyśleć, aniżeli w części pierwszej, co zdecydowanie wyszło powieści na plus. Przestała być kompletnie pustym czytadłem. Jeżeli rosyjskiemu pisarzowi uda się utrzymać lekki styl pisania przy jednoczesnym prowadzeniu zawiłej intrygi, to następne książki okażą się równie znakomite! Wolę nie brać pod uwagę scenariusza, w którym kolejne powieści są niczym Wektor zagrożenia...

Za egzemplarz recenzencki dziękuję portalowi papierowypies.pl


Czerep mutanta polecam wszystkim osobom żądnym porządnej dawki rozrywki. 
Polowania na mutanty, artefakty i... ludzi. Stalker Pietrow. Zona.
Czego chcieć więcej? Chyba tylko funduszy na zakup książki i czasu na czytanie ;)

Moja ocena: 8/10 (rewelacyjna)

poniedziałek, 20 kwietnia 2015

129. Przedpremierowo: "Sztywny" - Michał Gołkowski


PREMIERA: 29 kwietnia 2015 r.

[fragment]

Opis: Michał Gołkowski to już w świecie postapo uznana marka. 
Nie byłby jednak sobą, gdyby nie spróbował namieszać w swoim ulubionym gatunku.
Jego bohater to nie bohater, to zwykły żul i łajdak bez skrupułów, a przy okazji Stalker.
Sztywny jest bandytą, chociaż sam za takiego się nie uważa.
Gdyby spytać jego samego, to jest po prostu jednym z lokalnych ziomali, robiących różne rzeczy żeby przeżyć – najprostszą z nich jest wejście do Zony i przyniesienie stamtąd tego, co zażyczy sobie zamawiający.
Bez zadawania pytań.
A to, że czasem wejdzie się we trzech, a wyjdzie samemu... No cóż, gówno chodzi po ludziach.


 Obok książek Gołkowskiego nie przechodzi się obojętnie, brutalnie się o tym przekonałam przy okazji czytania Stalowych Szczurów. Błoto [recenzja], które wpadły w moje ręce nie do końca planowo. Usłyszawszy, że niedługo premierę będzie miała kolejna książka tegoż autora, postanowiłam, że muszę ją mieć. Zwłaszcza, że jest to pozycja z uniwersum S.T.A.L.K.E.R., do którego zapałałam uczuciem, odkąd przeczytałam pierwszą książkę w tym klimacie.

 Opis mówi: Sztywny to żul. A ja się z opisem zgadzam. Sztywny to bohater, który do grona pozytywnych nie należy, tego możecie być pewni. To widać od pierwszych stron, tak jak widać, że mamy do czynienia z czymś kompletnie odrębnym od tego, co serwuje przy stalkerze np. Noczkin. Nie jest zabawnie, lekko czy sympatycznie. Jest męsko, brutalnie i cynicznie. Należy przygotować się na dużo wulgarnych słów czy zachowań; jeśli ktoś lubi takie mocne klimaty, to poczuje się jak w raju.

 Sztywny przywodzi mi na myśl Nekrofikcje, chociaż to zupełnie odrębne kategorie literackie. Skąd takie skojarzenia? Ano stąd, że jest bez zahamowań, bez cenzury, surowo, po słowiańsku, a w dodatku oglądamy świat oczami ostatniej szumowiny. Nie jest łatwo zrobić tak, żeby postać, która winna wzbudzać niechęć - a nawet wzbudza - była lubiana przez czytelnika na tyle, by ten chciał  pod jej narracją przeżyć całą zaserwowaną historię. Gołkowskiemu się to udało. Tak jak udało mu się stworzyć całą ekipę podobnych, choć różnych typków spod ciemnej gwiazdy, którym do porządnych stalkerów daleko. Każdy ma cechy charakterystyczne, jest mniejszym bądź większym zdrajcą i szują, a czytelnik nie ma problemów z ich odróżnieniem, jak zdarza się to, kiedy dostaje wielu miałkich, nijakich bohaterów.

 Najnowszą książkę Michała Gołkowskiego pochłania się błyskawicznie - radzę zacząć czytać wtedy, gdy będziecie mieli tyle czasu, by odłożyć ją dopiero po skończeniu. Wcześniej nie da rady, mówię z autopsji. Dlaczego? Ponieważ kolejne strony znikają w mgnieniu oka - autor używa potocznego języka, w którym, co tu kryć, królują brzydkie słowa. Nie mierziło mnie to specjalnie gdyż charakter postaci tego wymagał, a i sama na co dzień słyszę nie mniej niewybredne określenia i zwroty. Uroki polskiego społeczeństwa. Zatem jest swobodny styl wypowiedzi postaci, charakterystyczny dla każdej z osobna. Ponadto akcja goni akcję, napięcie nie opuszcza, nic nie jest biało-czarne, raczej... Szaro-czarno-sztywne. W dosłownym i metaforycznym znaczeniu.

 Pewnej osobie streściłam Sztywnego w ten sposób: najpierw może się wydawać, że to trochę na zasadzie poruchać-poćpać-poruchać-zarobić kasę, ale ostatecznie zmienia się zdanie. Warto dodać, że "zarobić kasę" to szeroko pojęte poczynania - od chadzania do Zony, poprzez zabijanie... I parę innych zajęć, których Wam nie zdradzę, byście nie stracili żadnej przyjemności z czytania. Tak samo jak nie powiem, co konkretnie spowodowało moją zmianę zdania, gdyż byłby to iście karygodny spoiler, a tego nie lubi nikt. Mogę jednak zdradzić, że zakończenie kompletnie zmieniło moje spojrzenie na całokształt, na Sztywnego, nawet na resztę bohaterów. Wtedy zrozumiałam, że Sztywny pustym czytadłem nie jest, że to jedna z tych rzadkich książek, po skończeniu których człowiek wciąż zastanawia się nad zakończeniem, a historia jeszcze na długo pozostaje w pamięci i nie pozwala rozpocząć nowej książki. Skończyłam i nie wiem, co dalej zrobić ze swoim życiem - tak podsumowałam najnowszą powieść Gołkowskiego i mam nadzieję, że na Was wywrze równie piorunujące wrażenie. 


Za egzemplarz recenzencki dziękuję portalowi papierowypies.pl!


Moja ocena: 9,5/10 

Logo Prawilności.
Musiałam, fanpage autora niszczy mi psychikę.

poniedziałek, 13 kwietnia 2015

128. "Anatomia kłamstwa" - P.Houston, M.Floyd, S.Carnicero, D.Tennant


Opis: Agenci CIA pomogą Ci wytropić fałsz – zdradę – nielojalność – oszczerstwo – plotki

Tajna wiedza operacyjna CIA
Metody skuteczniejsze niż wykrywacz kłamstw!

Trzech byłych agentów CIA. Najwybitniejsi na świecie specjaliści od demaskowania kłamstw i oszustw. Unikalne metody amerykańskiego wywiadu używane podczas przesłuchań najgroźniejszych terrorystów świata. Najsłynniejsze kłamstwa wszech czasów.

Chcesz przyłapać partnera na zdradzie? Dowiedzieć się, czy Twój syn lub córka ma kontakt z narkotykami? Przyjąć godną zaufania opiekunkę dla dziecka? Wyeliminować fałszywych przyjaciół? Zdemaskować osobę, która oczernia Cię w pracy?

Wiedza zawarta w tej książce odmieni Twoje życie, okaże się przydatna w każdej sytuacji. Anatomia kłamstwa to praktyczny poradnik, jak dorwać kłamcę w Twoim najbliższym otoczeniu.

 Sięgając po tę książkę, chciałam przekonać się, co też autorzy mają do powiedzenia na temat kłamstwa. Na temat, który został wielokrotnie omówiony wzdłuż i wszerz... Chciałam przekonać się, na ile skuteczne będą opisane przez nich metody w życiu codziennym, kiedy korzysta się tylko z informacji zawartych w książce, nie jest się żadnym super-ekstra-szpiegiem.

 Musicie wiedzieć, że już na początku zaskoczył mnie nad wyraz przystępny styl wypowiedzi autorów. Nie spodziewałam się, że poradnik napisany przez agentów CIA może być tak przyjemny i łatwy w odbiorze. Oczekiwałam raczej suchych informacji, oschłych, bezosobowych wypowiedzi, tymczasem otrzymałam pozycję, którą czyta się niczym dobry kryminał, gdzie niemal potocznym językiem opisano historie, które mogą przydarzyć się każdemu z nas, jak i takie, które dzieją się na najwyższych szczeblach agencji rządowych.

 Warto zauważyć, że Anatomia kłamstwa nie jest typowym poradnikiem, gdzie mówi się zrób to i to, żeby wyszło tamto i tamto. Nie. Autorzy przedstawiają nam swój model wykrywania kłamstw i uczą nas, jak najskuteczniej się nim posługiwać, jednak zaznaczają, że nie są nieomylni nawet po wielu latach pracy w CIA, zatem i my nie powinniśmy spieszyć się z wydawaniem ostatecznych osądów. Do wszystkiego potrzeba wprawy. Tę książkę napisali ludzie dla ludzi.

 Do gustu bardzo przypadł mi fakt, że każdy kolejny sposób wykrywania kłamstwa został szczegółowo omówiony zarówno od strony teoretycznej - zwrócono uwagę na to, jak my winniśmy zachowywać się, starając kogoś przejrzeć, jak zachowuje się potencjalny kłamca czy też wręcz przeciwnie: człowiek szczery; jak i od strony praktycznej, gdzie prezentowano użycie omawianych umiejętności na obszernych przykładach. Ponadto każdy mógł sprawdzić, ile wyniósł z książki, starając się przejrzeć oszustwa w pewnym wywiadzie. Agenci obalili również kilka powszechnie znanych mitów na wspomniany już temat mówienia nieprawdy. Zamieszczony na ostatnich stronach słowniczek okazał się bardzo przydatny, a przykładowe pytania i sytuacje, w których można je zadawać... Cóż, podejrzewam, że niejednemu czytelnikowi pomogą.

 Przyznaję, że od przeczytania książki nie miałam okazji z premedytacją wykorzystywać nabytych zdolności (to chyba dobrze), jednak zauważyłam, że podczas oglądania telewizji, słuchania radia czy tym podobnych czynności, odruchowo wyłapywałam oznaki czy nawet pojedyncze słowa, które mogły wskazywać na kłamstwo. Zatem... wniosek jest prosty: Anatomia kłamstwa to naprawdę dobry poradnik; wystarczy uważnie czytać, by stać się bardziej świadomym otoczenia.

Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu SQN!


Moja ocena: 8/10 (rewelacyjna)