sobota, 2 maja 2015

131. "Futu.re" - Dmitry Glukhovsky


Opis: Pokonaliśmy śmierć. I co dalej?

Odkrycia naukowe poprzedniego pokolenia zapewniły mojemu nieśmiertelność i wieczną młodość.

Ziemię zaludniają piękne, tryskające zdrowiem i nieznające śmierci istoty.

Lecz każda utopia ma swoje cienie.

Tak… Ktoś musi to robić – czuwać, by ów nowy wspaniały świat nie runął pod ciężarem przeludnienia, dbać, by jego kruchej równowagi nie zniszczyły zwierzęce instynkty człowieka. Ktoś musi troszczyć się o to, by ludzie żyli tak, jak przystoi nieśmiertelnym.

Tym kimś jestem ja.

 Glukhovsky. Podejrzewam, że wszyscy tutaj obecni albo przynajmniej większość z nas zna to nazwisko. Nazwisko rosyjskiego chłopaka, który stworzył bestsellerowe uniwersum. Świat ogarnęła gorączka, której przyczyną było kultowe Metro 2033. Teraz ten chłopak jest mężczyzną, a wyrazem jego dojrzałości stało się Futu.re, czyli książka, którą jedni pokochają, inni znienawidzą. Twór drastycznie odstający od uwielbianej przeze mnie historii Artema.

 Futu.re brałam do ręki z myślą, że będzie fajnie. Oczekiwałam godzin doskonałej zabawy w niebanalnie wykreowanym świecie, z wieloma silnymi emocjami po drodze. Nastawiłam się na powrót do wyśmienitego stylu Dmitrija jak na spotkanie z dawno niewidzianym przyjacielem. Spotkanie odbyło się, ale... ludzie się zmieniają. Nic nie było tak, jak być miało. Wstrząs. Szok. To nie ta sama osoba! Jednak czy gorsza? Zdecydowanie nie. Tak uważałam jeszcze na początku, później moja wiara w autora i jego najnowszą powieść stopniała.

 Niełatwo było wciągnąć się w wizję przyszłości Głuchowskiego. Owszem, odpowiadała moim wyobrażeniem o tym, co będzie kiedyś-tam, lecz nie zmienia to faktu, że czytanie przypominało porysowany samochód - ogólnie ładny, ale uszkodzony. Nie czarujmy się: książka ta została napisana nierówno - raz czytałam z zapartym tchem, innym razem przeżywałam taki kryzys, że byłam pewna, iż jej nie dokończę. A to ponad 600 stron! Ostatecznie przeważyły zalety, więcej było pędzenia przez wir akcji z bohaterami niż chęci rzucania knigą o ścianę.

 A bohaterowie? Jacy są? Dobrze wykreowani, posiadają złożoną psychikę niczym prawdziwy człowiek. Można ich lubić bądź nienawidzić. Współczuć im i wołać: Stary, zgłupiałeś?! Przy czym nie ukrywam, że podczas mojej podróży z Janem przeszłam chyba przez wszystkie te etapy. Przyznaję również, że najczęściej chciałam pacnąć się w czoło, bo Janek robił wszystko nie tak, jak trzeba. Ponieważ ja zrobiłabym to inaczej, całkiem na odwrót. Było to dosyć zabawne doświadczenie, bo choć czasami irytujące, to w ostatecznym rozrachunku mocno odświeżające, Nietuzinkowe.

 Już od początku rzuca się w oczy, że autor dokładnie przemyślał, w jakim świecie przyjdzie żyć jego postaciom. Stworzył prawa rządzące przyszłą teraźniejszością, kulturę, mentalność społeczeństw na całym świecie, międzynarodowe niesnaski, a nawet historię tamtych ludzi. Wykreował raj będący piekłem. Raj, gdzie wiecznie młodzi i piękni ludzie otwierają domy publiczne w kościołach, bo Bóg stracił datę ważności. Śmierć jest tematem tabu, starość wstydem, rodzina to przeżytek, marzenie o dzieciach to coś nieprzyzwoitego. 

Piszę tę recenzję po upływie kilku tygodni od przeczytania książki, a wciąż mam temat do przemyśleń i rozmów. Jedna z takich dyskusji uświadomiła mi, że przyszłość Głuchowskiego już się wydarzyła, tylko na nieco mniejszą skalę. Czyż nie jest tak, że w mediach na piedestale stawia się młodość, skrzętnie pomijając temat starości? Że wiara odchodzi do lamusa, na dzieci decyduje się coraz mniej osób, zboczenia seksualne stają się modne, model rodziny ulega wypaczeniu? Tak, Futu.re jest hiperbolizacją XXI wieku. (Z tego miejsca pragnę podziękować Tobie, Piotrze, za tamtą rozmowę, która pozwoliła mi spojrzeć na tę powieść z innej perspektywy.) Przestała być dla mnie dobrą opowiastką, która pozostawała w zgodzie z pewnymi moimi poglądami, a stała się jak najbardziej rzeczywistą historią bezpardonowo wdzierającą się w pamięć i brutalnie dającą do myślenia. Mam nadzieję, że po lekturze tej książki również będziecie mogli podzielić się z kimś swoimi refleksjami i dostrzec w niej jeszcze to, co Wam umknęło.

Plus ciekawostka: Tytuł książki jest linkiem do strony, gdzie znajdziecie pewną... niespodziankę związaną z tą pozycją =)
(Piotrek, dzięki za uświadomienie! - zbieżność imienia i nazwy bloga przypadkowa :P)

Za egzemplarz recenzencki dziękuję portalowi papierowypies.pl!


Moja ocena: 9/10 (wybitna)

7 komentarzy:

  1. Koniecznie muszę przeczytać, ale to jak będę miała więcej czasu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mimo drobnych mankamentów jest warta każdej spędzonej przy niej chwili, więc mam nadzieję, że szybko znajdziesz czas :)

      Usuń
  2. Bardzo lubię podobne książki :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie czytaj i pisz recenzję, chętnie się dowiem, jakie wywarła na Tobie wrażenie :)

      Usuń
  3. Długo nie mogłam się przekonać do tej książki, ale teraz jestem zaintrygowana :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Glukhovsky to chyba jeden z tych autorów, których można czytać w ciemno ;)

      Usuń
  4. Recenzja zdecydowanie za krótka. Tak fajnie się ją czytało. A z chęcią poznałbym bardziej Twoja opinię i odczucia względem tej książki. W końcu Głuchowski to mój ulubiony autor :)

    OdpowiedzUsuń

Drodzy Czytelnicy! Zostawcie po sobie ślad w postaci komentarza - każdy jest dla mnie motywacją do dalszej pracy. Dziękuję :)

Podzielcie się również linkami do własnych blogów, chętnie tam zajrzę :)