sobota, 25 października 2014

110. "Lisowczycy" - Antoni Ferdynand Ossendowski



Opis: Lisowczycy - tak nazywano oddziały niezrównanej kawalerii sformowanej na początku XVII wieku przez Aleksandra Józefa Lisowskiego. Na lekkich koniach, uzbrojeni tylko w krzywe szable i rohatyny, łuki lub rusznice, byli wówczas najlepszą lekką jazdą, jaką znał ówczesny świat. Walczyli od Francji, Rosji po Włochy i Finlandię, siejąc grozę i zniszczenie.

Szeregi lisowczyków zasiliło trzech żądnych przygód i sławy młodziaków. Niepokorne serca Marcina Lisa i kuzynów wyrywały się do walki. Poznały bowiem zuchwałość tych "krwawych psów" Lisowskiego, przed którymi drżały najmężniejsze serca ówczesnej Europy, zwartej w śmiertelnym uścisku wojen. 
Gdy przyszedł czas na służbę Rzeczpospolitej, z podniesionym czołem stanęli u boku syna króla Zygmunta III - królewicza Władysława - który ruszył na Moskwę po tron carski. Ich szlaki znaczyły ruiny i zgliszcza miast. Choć za rozbój i gwałt groziła śmierć, pozostawieni bez należnej im zapłaty sami wypłacali sobie żołd, niosąc za sobą śmierć i łzy. 
Czarna legenda lisowczyków inspirowała mistrzów pędzla, takich jak Juliusz Kossak czy Józef Brandt, i pióra - jak Antoni Ferdynand Ossendowski. Autor stworzył powieść z niezwykle sugestywnymi postaciami ludzi dumnych, wolnych, okrutnych i szaleńczo odważnych. Jednocześnie zręcznie poprowadził przez jakże ważną część polskiej historii.

 Lisowczycy to książka, którą absolutnie MUSIAŁAM mieć. Kocham polską historię, a o słynnych szeregach straceńców miałam już okazję poczytać przy okazji lektury drugiej części Krwawej jutrzni [recenzja] Wollnego. Co prawda przedstawił ich jako zgraję szubrawców niemalże bezprawnie tytułujących się żołnierzami, z których więcej szkody niż pożytku, ale... Zaintrygowała mnie ta formacja. Była zupełnym przeciwieństwem tak uwielbionej przeze mnie husarii, a przecież należała do polskiego wojska. Tak więc nie oparłam się mojemu wewnętrznemu patriocie i zaczęłam czytać.

"Dulce et decorum es pro patria mori!" *
*słodko i zaszczytnie jest umrzeć za ojczyznę!

 Pierwsze, co zwróciło moją uwagę to piękna, archaiczna polszczyzna z łacińskimi wtrąceniami po drodze. Oczywiście, dla czytelników przygotowano przypisy z tłumaczeniem. Wiadomym jest także, że w takim przypadku pierwsze strony idą jak po grudzie, ale kiedy już przyzwyczaimy się do takiego stylu, powieść pochłania się w błyskawicznym tempie. Nie może być inaczej, gdy mamy do czynienia z porywającą i zapierającą dech w piersiach akcją, prawda?

"Zgliszcza, zwaliska, pola stratowane, trupy, krew i łzy, takie będą ślady moje! Poniosę chorągwie polskie i okrzyki nasze bitewne tam, gdzie ino zwierz dziki i ptak przelotny siedzibę mają!"

 Zaskoczeniem było dla mnie to, jak Ossendowski przedstawił tytułowych lisowczyków. Otóż okazało się, że w istocie rzeczy byli oni szlachcicami, którzy postawili na karierę wojskową pod wodzą niesławnego Aleksandra Lisowskiego (od którego nazwiska ich przezwano), właściwie regularnym wojskiem, w którym trzymano taką samą dyscyplinę jak w każdej innej formacji tego typu. Różnili się tylko tym, że posyłano ich do brudnej roboty, której nie podjąłby się nikt inny. Palili i grabili, jeśli tego właśnie od nich wymagano. Sami zabierali sobie żołd. To burzliwe dzieje Polski i śmierć hetmana Lisowskiego, po której do oddziałów straceńców dołączyła hołota wyjęta spod prawa, naznaczyła ich piętnem banitów i infamisów.

"Najsroższego zwierzęcia zrozumiesz naturę, białogłowie czort w sercu, drugi wlazł za skórę!"

 Od strony historycznej powieść jest nad wyraz rzetelna. Autor wspomniał w niej również o rodzie Ossendowskich, z którego sam pochodził, a który miał wiele z niepokornymi wojakami wspólnego. Ale... Nie można przecież zapomnieć o drugiej, fabularnej, stronie medalu! Czyli o głównym bohaterze - Marcinie Lisie. Poznajemy go jako młodego chłopaka, który rwie się do bitki i towarzyszymy mu niemalże przed 10 długich lat życia, podczas których zmienia się w szanowanego dowódcę własnego regimentu. Dowódcę, który podjął się chyba najbardziej samobójczej misji w czasie wojen o tron moskiewski. Zwiedził krainy, na których przed nim nie stanęła polska noga. Czy ostatecznie wrócił do kraju? Tego musicie już dowiedzieć się sami!

"Wdzięczności nie czekam, bo o nią u nas trudno! Nie potrzebuję jej... obym tylko serce miał ukojone myślą, że dla Rzeczpospolitej znój mego życia oddaję..."

 Poznajemy też samego hetmana Chodkiewicza zaprzyjaźnionego z Lisowskim, a nawet i króla Zygmunta Wazę. Śledząc poczynania dwóch pierwszych mężczyzn, ich rozterki, obawy, ale też niebywały patriotyzm oraz iście straceńcza odwagę, widzimy, gdzie na przestrzeni wieków popełniono błędy. Wiemy, dlaczego dzisiaj Polacy drżą przed Rosjanami, choć setki lat temu to oni drżeli przed nami. Ba, błagali nas, by królewicz Władysław został ich carem. Ambicja i małostkowość jednego króla skazała cały kraj na lata wojen i upadek. O tym nie mówi się w szkołach. O wielu wydarzeniach z historii Polski na lekcjach się nie wspomina. Dlaczego? Nie mam pojęcia, ale jest to smutne i prowadzi do nieświadomości młodych ludzi w kwestii własnej przeszłości...

Lisowczyków POLECAM KAŻDEMU!
Są obowiązkową pozycją dla fanów historii, wartkiej akcji, wojaczki, patriotyzmu, a także dla ludzi, którzy chcą poznać losy swojej ojczyzny od tej barwnej i szalenie interesującej strony.
Nie lubię tej książki. Ja ją kocham!

Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Zysk i S-ka.
(wielkie owacje dla Wydawnictwa za cudowną okładkę ♥)

Moja ocena: 9/10 (wybitna)

wtorek, 14 października 2014

109. Przedpremierowo: "Powietrzny Korsarz" - Piotr Wałkówski


PREMIERA: październik 2014r.

Opis: „Powietrzny Korsarz” to książka powstała z fascynacji jej autora cyklem „Temeraire”, który wyszedł spod pióra Naomi Novik, amerykańskiej pisarki polskiego pochodzenia.
Europa czasów metternichowskich. Smok Temeraire wraz z niezwykłą istotą, półsmokiem Nestorem, wyruszają w niepowtarzalną podróż po świecie. Niezwykły splot losów zaprowadzi ich na ziemię dawnej Rzeczypospolitej, gdzie wezmą udział w walkach o wyzwolenie polskich i litewskich ziem spod rosyjskiego jarzma. Czy im się to uda? Jak potoczą się losy dzielnych korsarzy?
„Powietrzny Korsarz” to obowiązkowa pozycja zarówno dla sympatyków prozy Naomi Novik, jak i wszystkich fanów fantastyki.

 Do czynienia ze smoczym cyklem Naomi Novik nie miałam, ale z chęcią sięgnęłam po Powietrznego Korsarza  - od czasów Eragona mam ogromną słabość do smoków, a książka, która łączy w sobie bujną historię Polski i Rosji oraz te wyrośnięte jaszczury, musiała mnie zainteresować. Nie ma innej opcji. No i do tego wyszła spod pióra polskiego autora, czy mogło być lepiej?

 Już pierwsze strony pokazały, że mogło i nie mogło jednocześnie. O czym mówię? O dosyć paradoksalnym przypadku: autor z miejsca zaskakuje naprawdę porządnym, dopracowanym stylem pisania (nie ma żadnej debiutanckiej grafomanii), ale... Nie można wciągnąć się w historię. Przynajmniej ja nie mogłam; dopiero przeczytawszy grubo ponad połowę, powieść wciągnęła mnie bez reszty i zaparła mi dech w piersiach. Do tego czasu była po prostu dobrze napisana.

 Fabuła nieustannie... rozłaziła się. Nie potrafię tego inaczej ująć. Niby była, ale jakby jej nie było i postacie swobodnie sobie dryfowały przez kolejne rozdziały. Dlatego też czytałam, w sumie nie mając pojęcia, po co czytam. Było to dosyć nieprzyjemne doświadczenie, ale kiedy już przebrnęłam przez tę nieszczęsną część, było tylko lepiej. Powietrzny Korasarz porwał mnie swym dynamizmem oraz celem, który w końcu jasno się przede mną zarysował. Powietrzne walki oszałamiały, okrucieństwo Rosjan wywoływało złość, a odwaga Francuzów zaskoczenie. (każdy z nas zna dowcipy o Francji i białej fladze)

 Główne postacie tak naprawdę były dwie: nastoletni półsmok Nestor oraz nieprzeciętnie inteligentny pełnej krwi smok Temeraire. Generalnie lubię obie postacie, choć żadna nie była bez wad. Nestor jednym razem był rozbrykanym dzieckiem, innym znowu razem przywdziewał skórę poważnego kapitana. Można wręcz pokusić się o stwierdzenie, że był chimeryczny. Temeraire jest dosyć patetycznym bohaterem. Jego intelekt, jego krasomówstwo, jego perfekcyjność, szlachetność... Trochę przytłaczają czytelnika. Nie wiem, na ile jest to wymysł autora, a na ile Naoimi Novik.

 Tak samo jak nie wiem, ile tego fantastycznego świata wymyślił Piotr Wałkówski, a ile ww. autorka. Czy wszystkie wymienione w powieści smoki były jego pomysłem, czy jej. W każdym razie mogę z całą pewnością stwierdzić, że był to świat doskonale wykreowany, barwny, szczegółowy, przepełniony jednocześnie honorem i skrajnie odbiegającą od niego bezmyślną okrutnością. Warto przeczytać książkę chociażby po to, by poznać wszystkie te niesamowite smocze rasy i ich historię.

Powietrznego Korsarza polecam przede wszystkim fanom tradycyjnej fantastyki, gdzie zło jest czarne, dobro białe, a przyjaźń trwa aż po grób. Oczywiście każda inna osoba także znajdzie tutaj coś dla siebie.

Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Novae Res!

Moja ocena: 7/10 (bardzo dobra)

piątek, 10 października 2014

108. "Antykiler 2" - Danił Korecki


Opis: 2. tom bestsellerowego cyklu powieściowego o przestępczej Rosji lat 90.

"Życie ludzkie nie było, nie jest i nie będzie w Rosji w cenie"

                                                                                       Wiktor Bater

W przestępczym świecie Tichodońska wybucha brutalna wojna o strefy wpływów. Niezależny, głęboko zakonspirowany gang coraz dobitniej zaznacza swoją obecność. Do miasta przybywa grupa czeczeńskich terrorystów z zamiarem dokonania zamachu  na oficerów służb specjalnych. Wydział karny poszukuje sprawcy podwójnego morderstwa. Oddział do wykonywania wyroków śmierci otrzymuje rozkaz niezgodny z prawem… W centrum tych wydarzeń znajduje się podpułkownik milicji, Korieniew, zwany Lisem. Dzięki swoim niezwykłym zdolnościom, przebiegłości, odwadze i… swobodnym traktowaniu prawa będzie próbował przeciąć węzeł gordyjski zbrodni.

 Antykilera pokochałam od pierwszej strony i na myśl,że będzie kolejna część, nie posiadałam się z radości. Na szczęście długo na nią czekać nie musiałam. Nie dawało mi tylko spokoju, co też autor wymyśli i czy nie będzie to ciągnięcie serii na siłę, bo przecież jedynka nie miała otwartego zakończenia i nie bardzo można było coś do niej podpiąć. Jednak dla Koreckiego nie był to żaden problem i część druga okazała się...

...fantastyczna! Tak samo jak i poprzednie przygody podpułkownika Lisa. Nigdy nie uważałam się za wielką fankę jakichkolwiek kryminałów, jednakże teraz jestem zmuszona zweryfikować swoje poglądy: kocham Korieniewa! Należy do grona tych świetnie wykreowanych postaci, które, w imię wyższego dobra, czasami przekraczają granicę zła. Bezpardonowo zwalcza przestępców, z właściwym sobie sprytem i charyzmą porywającymi czytelnika aż do ostatniej strony. Skoro już o bohaterach Antykilera 2 mowa: po lekturze części pierwszej znacznie łatwiej rozeznać się w sytuacji i ogarnąć kto, z kim, gdzie i dlaczego. Oczywiście dochodzą do tego nowe postacie, dodając pieprzu już i tak ostro doprawionej historii.

 Jak to u Koreckiego bywa, mamy nadzwyczaj realistyczne opisy więziennych realiów, ale czy ktokolwiek mógłby podejrzewać, że nie mniej brutalnie wygląda sytuacja  w kobiecym więzieniu? Włos jeży się na głowie, gdy czytamy opisy naprawdę okrutnych poczynań ze świadomością, że mają one miejsce również w realnym życiu rosyjskich więźniarek. Autor zna przestępczy świat na wylot i nie boi się dzielić tą wiedzą ze swoimi czytelnikami. To właśnie ta autentyczność porywa jego fanów. W tym mnie.

 Ale czym najbardziej uwiódł mnie Korecki? Czym prócz fantastycznego Lisa, szaro-szarego świata, gdzie dobro nie jest dobre, a zło jest gorsze? Właśnie ww. realnością. Typową, słowiańską brutalnością. Cynizmem. Jest tak i tak, a my, słowiańscy pisarze, walimy o tym prosto z mostu i nie przejmujemy się niczym. Amerykańscy czy inni autorzy, nawet najlepsi, nie napiszą TAKIEJ książki w TAKI sposób, bo to nie ich mentalność. Korecki jest jak Sapkowski czy Piekara: z prawdziwą maestrią balansuje na granicy zła i dobra, kontrowersji, a nawet perwersji. I chwała mu za to!

Antykilera 2 polecam wszystkim fanom mocnych wrażeń, którzy nie boją się poznać prawdziwego oblicza świata czającego się tuż za ścianą naszego przytulnego domku...

Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Feeria!

Moja ocena: 8/10 (rewelacyjna)

poniedziałek, 6 października 2014

107. Histerycznie, czyli... "Magazyn Histeria"!



Histeria to miejsce dla każdego, kto lubi straszyć i być straszonym. Boimy się wielu rzeczy, ale jak mówi S. King: „najstraszniejsze potwory czają się w naszych głowach”. Jeżeli pewnego dnia okaże się, że na tronie polskiej grozy zasiądzie osoba, która swoją drogę po koronę rozpoczęła na naszych łamach, poczujemy się spełnieni i oddamy jej hołd.
(fragment opisu)

 Nie lubię horrorów. (nieszczególnie optymistyczny wstęp przy recenzji magazynu z opowiadaniami grozy, co?) Dlatego, gdy zaproponowano mi recenzowanie Histerii, wahałam się. Nie byłam pewna, czy podołam zadaniu. Ostatecznie, z sercem pełnym obaw, ale i ciekawości, podjęłam się tego wyzwania. I wiecie co? Cieszę się, że to zrobiłam. Za jednym zamachem stały się dwa cudy: pokonałam strach oraz stałam się fanką ww. magazynu.

 W środku znajdziemy 10 opowiadań. Nazwiska autorów pewnie nie będą Wam znane, jak znane nie były i mnie, ale nie dziwcie się: w Histerii może znaleźć się tekst każdego z nas. (wystarczy kliknąć TU i zapoznać się z wytycznymi dla piszących) Z miejsca zaznaczam, że większość tekstów okazała się zaskakująco dobra, a przecież niełatwo zawrzeć na 5 - 15 stronach interesującą, wzbudzającą strach historię. Histerycznym autorom udało się tego dokonać. Oczywiście, jedne teksty były lepsze, drugie gorsze, jednak tak jest nawet w zbiorach opowiadań znanych i lubianych pisarzy. Wspomnę jednakże tylko o tych, które wywołały we mnie szczególne emocje.

Ciuch-Ciuch-Ciuch - opowiadanie otwierające magazyn. Czasy II WŚ, pociąg, skrzyneczka na wino, dym, który to wszystko zrobił, wagony gęsto wyściełane trupem, napięcie i proste, choć dobre zakończenie. Spodobało mi się i zdecydowanie zachęciło do dalszego czytania. Przy tym uświadomiło mi, że takich rzeczy nie czyta się przed snem, bo później człowiek miewa koszmary...

Czarna wódka - zapowiadało się nieźle, intrygujący pomysł, ale... Do teraz nie mam pojęcia, co autor chciał czytelnikowi przekazać. Czyżby coś mi umknęło? Chyba największe rozczarowanie numeru.

Mali powstańcy - nie wiedzieć czemu mój ulubiony tekst. Liczy zaledwie 5 stron, ale... Zawiera wszystko, co lubię i jeszcze więcej. Wojna, dzieci biorące udział w powstaniu i zły pan, który... Ciii! Sami sobie przeczytajcie! W każdym razie jest emocjonalnie, na wysokim poziomie, z klasą.

Metamorphosis - jeden z moich ulubionych tekstów. Trzeba przeczytać, by pojąć jego fenomen, mogę jednak powiedzieć, że autor tekstu miał naprawdę niebagatelny pomysł, odwagę, by pisać o rzeczach kontrowersyjnych, a także, że zrobił to naprawdę świetnie.

Oratorium - mogę opisać je jednym słowem: genialne. Fenomenalna myśl przekształcona w równie fenomenalny tekst. Z polotem, z dowcipem, zgrabnie i na temat. Po czymś takim bez wahania sięgnęłabym po książkę autora. No i.. Uważajcie, czego słuchacie. Jeszcze przyjdzie Wam do głowy kogoś zabić.

Zapisane - naprawdę interesująca tematyka, całkiem dobrze ujęta w opowiadanko. Mianowicie: średniowieczne tortury, palenie wiedźm na stosach, orgie z diabłem, upiór i diabelnie przystojny duch. Trochę żałuję, że nie jest to dłuższa historia, a jedynie jej zarys. Byłby z tego wyśmienity długi tekst.

Histerię polecam i fanom horroru, i takim strachliwym ludzikom jak ja. Każdy znajdzie tam coś dla siebie. Jest prymitywnie, jest inteligentnie... Jest różnie, ale na pewno bardzo dobrze!
Z pewnością przeczytam kolejny numer.

Za możliwość recenzowania magazynu dziękuję jego redakcji!