niedziela, 30 listopada 2014

114. "Niemoralna gra" - Jolanta Kosowska


Opis: Konrad, nauczyciel etyki zawodowej na jednej z medycznych uczelni, dyżuruje za kolegę w studenckim telefonie zaufania. Jedna przerwana w pół słowa rozmowa zmienia nieoczekiwanie jego dotychczasowe życie. Odnalezienie rozmówczyni staje się jego jedynym celem, wypełnia dni, spędza sen z powiek, pochłania całą energię. Zaczyna się wyścig z czasem. Życie nabiera tempa. Dni pędzą jak oszalałe. Wydarzenie goni wydarzenie. Wszystko wymyka się spod kontroli. Nic już nie układa się w logiczną całość... Konrad niepostrzeżenie daje się wciągnąć w zastawioną na niego pułapkę...

 Pamiętacie, jak zachwycałam się poprzednią książką pani Jolanty Kosowskiej pt. Déjà vu? Jeśli nie, to odsyłam do recenzji: klik. W każdym razie otrzymała ona ocenę 10/10, a ja byłam nią zwyczajnie oczarowana. I wciąż jestem. Dlatego też ucieszyłam się niezmiernie, gdy dostałam informację od autorki, że będzie kolejna powieść nawiązująca do historii Marka i Ani. Potem jednak zaczęłam zastanawiać się, co też tu jeszcze można wymyślić. Przecież ich historia się skończyła... Czy to nie będzie pisanie na siłę? Ale kiedy już trzymałam powieść w rękach, widziałam jej piękną okładkę, gdy zagłębiłam się w pierwsze strony...

 ...wiedziałam, że pani Kosowska kolejny raz mnie nie zawiedzie. Że znowu pisze od serca, dla siebie samej i czytelników, a nie dla pieniędzy czy innych drugorzędnych wartości. Kolejny raz poczułam, że włożyła w powieść całe swoje serce i duszę, że dzieli się z czytelnikami cząstką siebie. Za to właśnie panią Jolantę uwielbiam: nie dość, że pisze naprawdę piękne, porywające historie, to jeszcze w sposób, który obecnie jest coraz rzadziej spotykany, czyli miłość, przyjaźń, zaufanie oraz zwyczajna, ludzka dobroć są na pierwszym miejscu. Co wcale nie znaczy, że nie znajdziemy tu fałszu, nienawiści, niezobowiązującego seksu i tym podobnych. Sęk w tym, że to wszystko ma swoje miejsce. W książce i w życiu.

 O Konradzie, głównym bohaterze Niemoralnej Gry, była także mowa w Déjà vu. Nie pasował on do tamtej pięknej historii miłosnej. Owszem, szukał miłości, ale robił to w sposób niewłaściwy.: dopasowywał się do swojej ukochanej, udawał kogoś, kim nie był, a kiedy pierwszy ogień się wypalał, porzucał ukochaną. I to z nim właśnie mamy do czynienia teraz. Do czasu, kiedy jeden telefon zmienia wszystko. Oddaje się sprawie odnalezienia potencjalnej samobójczyni, poświęca temu całego siebie, swój czas, a nawet stawia na szali swoją karierę.

 Zarówno Konrad, jak i wszystkie poboczne postacie sprawiają wrażenie prawdziwych. Są wykreowani z nieprawdopodobnym talentem, zrozumieniem ludzkiej psychiki. Każdy ma swoje bolączki, sekrety, grzeszki i grzechy. Ponadto wielu z nich jest postaciami dynamicznymi, zmieniają się w miarę rozwijania fabuły i pędu akcji. A akcja pędzi na złamanie karku. Dosłownie. Ponadto zwroty akcji wprawiają czytelnika  w osłupienie, zmuszają do zastanawiania się: kto? dlaczego? kiedy? jak? Łamałam sobie głowę nad rozwiązaniem zagadki razem z Konradem. Cóż, nieprzewidywalność świata stworzonego przez autorkę nie pozwoliła nam na zbyt prędkie zrozumienie pewnych rzeczy. Na szczęście. Bo co to za książka, która już w połowie pozwala na przejrzenie sprawcy?

 Ostatecznie otrzymałam historię przepełnioną wartką akcją, z przemyślaną fabułą, gdzie nic nie jest ani białe, ani czarne, a za to możemy odnaleźć wiele odcieni szarości. Zapewniam, że będziecie się świetnie bawić przy Niemoralnej Grze, jeśli tylko pozwolicie ponieść się gorączce Konrada, zżyjecie się z nim i jego emocjami. Ponadto zakończenie mocno Was zaskoczy, choć... Zabrakło mi w nim wielkiego BUM! Owszem, było naprawdę dobre, ale... nie miało tego czegoś, a co znalazło się w zakończeniu Déjà vu. No i wielki plus za to, że pani Jolanta uczy się na błędach, nawet tych drobnych: tym razem autorka nie zaserwowała nam nieco przydługich opisów. Wszystko było w sam raz!

Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Novae Res oraz Autorce!

Moja ocena: 9/10 (wybitna)

środa, 26 listopada 2014

Podaj dalej, czyli książka w podróży - "Goniąc cienie"

Lucas Scarlett prowadzi agencję detektywistyczną w Chicago. W trakcie śledztwa, w jednej z akcji, poznaje tajemniczą Chelsea, która udziela schronienia jemu i jego rannemu przyjacielowi. Na pierwszy rzut oka dziewczyna wydaje się być zwyczajna i niegroźna. Jednak w miarę odkrywania tajemnic wokół niej, Lucas nie jest już niczego pewny. Kiedy nagle zagląda w lufę pistoletu dzierżonego w jej dłoni, jest już pewien, że Chelsea nie jest zwyczajną dziewczyną. Czy to ona postrzeliła jego przyjaciela? Kto telefonuje do niej po nocach? Akcja książki w zaskakujący sposób przenosi się z Chicago i małego miasteczka Crystal City, aż do Meksyku. Brawurowa ucieczka plażą na wybrzeże oraz motorówką przed uzbrojonymi zabójcami, rzuca naszych bohaterów na jakąś – bliżej nieokreśloną – wyspę. Kim tak naprawdę jest Chelsea? Jaka jest jej rola we wszystkim, co właśnie spotkało Luke’a? Czy uda im się rozwiązać wszystkie tajemnice? Czy będzie stać ich oboje na szczerość? Na te i inne pytania odpowie dynamiczna akcja powieści “Goniąc cienie”.


Taka oto świetna akcja wpadła mi w oko, postanowiłam wziąć udział, no i... Udało się! Bo czyż podawanie książki dalej po jej przeczytaniu nie jest znakomitym pomysłem? Jak dla mnie jest to coś godnego uwagi i warto włożyć w tę zabawę trochę serca, tak więc zapraszam zarówno recenzencką brać, jak i wszystkich tych, którzy bloga nie mają, ale powieść chcą przeczytać i zrecenzować. Mam nadzieję, że mnie nie zawiedziecie ♥
PS Będą święta, więc szykuje się też dużo wolnego czasu na czytanie! ;)


Regulamin. 

1. Osoba, która otrzyma książkę zostanie wylosowana. 
2. Czas na przeczytanie książki: 3 tygodnie( można przedłużyć do miesiąca jeśli zostanie to  uzgodnione)
3. Konieczność napisania emaila - sylatyla@interia.pl, aby potwierdzić odebranie przesyłki. 
4. Zrobić sobie zdjęcie z książką ( wysłać emailem)
5. Należy na stronie tytułowej napisać coś dla autorki książki (mogą to być spostrzeżenia o lekturze- max kilka zdań)
6. Po przeczytaniu trzeba napisać recenzję książki (jeżeli nie masz bloga możesz umieścić ją na różnych portalach itp.)
7. Osoba posiadająca książkę organizuje tę akcję u siebie, a następnie przekazuje  książkę innym, którzy potwierdzają u mnie odbiór przesyłki. 
8. WPIS dotyczący akcji musi zawierać nazwę oraz link do mojego bloga( tzn.informacja o tym, że akcja pochodzi z mojego bloga)
9. Aby móc wziąć udział w losowaniu należy :
- wyrazić w komentarzu chęć udziału w akcji( Zgłaszam się itp.)
- podać  email
10. Zgłaszać można się do 17.12.2014r.
11. Wyniki losowania zostaną podane do 3 dni od zakończenia zgłoszeń.


Na zdjęciu, co prawda, nie ma mnie, sądzę jednak, że Koniś i Miś reszta danych utajniona, żeby nikt nie próbował ich podkupić są wystarczająco przystojni i uroczy, by godnie reprezentować nie tylko Drugą Nibylandię, ale też i jakąkolwiek książkę :D 

A na dniach będziecie mogli przeczytać moją recenzję Goniąc cienie!

poniedziałek, 24 listopada 2014

113. "Marsjanin" - Andy Weir


Opis: Teraz jest pewien, że będzie pierwszym, który tam umrze!

Straszliwa burza piaskowa sprawia, że marsjańska ekspedycja, w której skład wchodzi Mark Watney, musi ratować się ucieczką z Czerwonej Planety. Kiedy ciężko ranny Mark odzyskuje przytomność, stwierdza, że został na Marsie sam w zdewastowanym przez wichurę obozie, z minimalnymi zapasami powietrza i żywności, a na dodatek bez łączności z Ziemią. Co gorsza, zarówno pozostali członkowie ekspedycji, jak i sztab w Houston uważają go za martwego, nikt więc nie zorganizuje wyprawy ratunkowej; zresztą, nawet gdyby wyruszyli po niego niemal natychmiast, dotarliby na Marsa długo po tym, jak zabraknie mu powietrza, wody i żywności. Czyżby to był koniec? Nic z tego. Mark rozpoczyna heroiczną walkę o przetrwanie, w której równie ważną rolę, co naukowa wiedza, zdolności techniczne i pomysłowość, odgrywają niezłomna determinacja i umiejętność zachowania dystansu wobec siebie i świata, który nie zawsze gra fair…

Realizowany na podstawie tej książki film reżyseruje Ridley Scott, a główną rolę gra Matt Damon.

 Nie jestem wielką fanką sci-fi, jak dotąd konsekwentnie stroniłam od tego typu literatury, ale... Kiedyś przecież musi być ten pierwszy raz. Tak więc stwierdziłam, że zrecenzuję Marsjanina, żeby przekonać się, czy interesujący opis przełoży się na ciekawą treść. A przede wszystkim, czy ktoś wreszcie zdoła namówić mnie do polubienia kolejnego gatunku literackiego, który nie jest fantastyką lub powieścią historyczną.

"Venkat, powiedz cżłonkom komisji, że swoje polowanie na czarownice muszą przeprowadzić bez mojego udziału. (...) A także, proszę, powiedz im, każdemu z osobna, że ich matki to prostytutki.
- Watney
PS Ich siostry też.

 Już sama okładka przemówiła do mnie prostotą, a zarazem wymownością nawiązującą do treści: kosmonauta spowity czerwonym pyłem, dryfujący samotnie gdzieś w kosmosie - perfekcyjnie oddaje klimat książki. Jednak powszechnie wiadomym jest, że to nie ładna okładka zapewnia sukces książce. Tak więc z naprawdę dużą dozą ciekawości zabrałam się za czytanie i... Już po pierwszych stronach wiedziałam, że nie będę się nudzić, a powieść pochłonę z przyjemnością. Mimo iż niemal na każdej stronie serwowano mi tony fachowych obliczeń i danych technicznych...

Ja: Znalazłem problem i go rozwiązałem.
NASA: Kutas.

...którym wypada poświęcić osobny akapit. Dlaczego? Z bardzo prostego powodu: wszystko, co zostało w Marsjaninie opisane, mogłoby wydarzyć się naprawdę. Mamy do czynienia bardziej z
powieścią science fact niż science fiction. Autor w wieku piętnastu lat został zatrudniony jako programista, interesuje się fizyką relatywistyczną oraz mechaniką orbitalną. Wie wszystko o historii lotów kosmicznych. Gdyby nie te informacje zamieszczone na tylnej okładce, pomyślałabym, że sam pracuje w NASA - jego wiedza oraz umiejętność przekazywania skomplikowanych obliczeń i danych tak, by zrozumieli to kompletni laicy, jest godna podziwu. Zatem nie stresujcie się, że zostaniecie zarzuceni masą niezrozumiałych informacji. Owszem, spotkacie się z fizyką, chemią, matematyką, botaniką, ale podanymi w przystępnej formie. I znacznie ciekawszymi niż w szkole. Przecież na lekcjach nikt nas nie uczył, jak radzić sobie, gdy jest się jedynym mieszkańcem obcej planety...

Nie mogę się doczekać, aż będę miał wnuki. "Kiedy byłem w waszym wieku, musiałem wejść na krawędź krateru. W skafandrze EVA! Na Marsie, małe gnojki! Słyszycie? Marsie!"

 To wszystko brzmi bardzo poważnie, prawda? Przyznaję, że sama oczekiwałam od książki nieco
nadętego, naukowego stylu. I obawiałam się go, bo wiedziałam, że coś takiego będzie trudno czytać. Wyobraźcie więc sobie moje zdumienie i ulgę, kiedy okazało się, że główny bohater wcale nie jest naukowcem-bufonem z NASA, a naukowcem-luzakiem, który mógłby być naszym ulubionym sąsiadem. Wiecie, takim sąsiadem, który lubi wypady na Marsa, który zostaje tam całkowicie sam, z resztkami żywności, a mimo to nie traci hartu ducha i optymizmu. Nie zdradzę Wam, czy owy sąsiad z Czerwonej Planety powróci, bo byłby to okrutny spoiler, ale podzielę się dobrą radą: przeczytajcie tę książkę!

Jeśli mógłbym wybrać jedną rzecz, byłoby to radio, przez które spytałbym NASA o bezpieczną drogę w dół rampy. No dobra, gdybym mógł mieć cokolwiek, to byłaby to zielonoskóra, ale piękna Królowa Marsa, która uratowałaby mnie, by uczyć się czegoś, co Ziemianie nazywają sztuką miłości.

 Przeczytajcie koniecznie, bo dostarcza wielu emocjonujących momentów i nie nudzi ani razu przez całe 381 stron. Tymczasem mogłoby się wydawać, że pisanie o jakimś biedaku, co został sam wśród czerwonego piachu i upiornego mrozu może powiewać monotematycznością, prawda? Nic bardziej mylnego. Ani główny bohater, Mark Watney, ani goście z NASA nie pozwolą nam się nudzić. Nagłe zwroty akcji zaskakiwały i naprzemiennie wlewały w serce czytelnika nadzieję na uratowanie Watneya oraz ją odbierały. Autor miał świetny pomysł i przelał go na strony powieści w sposób wręcz perfekcyjny. 

Marsjanina polecam każdemu, kto oczekuje powieści przemyślanej, dopieszczonej w każdym calu, a tym samym emocjonującej i porywającej! Takiej, która nie jest pustym czytadłem na jeden wieczór, która wymaga od czytelnika myślenia.

Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Akurat!

Moja ocena: 9/10 (wybitna)

poniedziałek, 17 listopada 2014

112. Przedpremierowo:"Chłopcy 3. Zguba" - Jakub Ćwiek


PREMIERA: 19 listopada 2014r.

Opis: „Gdzie są moi Chłopcy?!”

Krótkie wakacje Dzwoneczka nieomal kończą się tragedią. Gdy wróżka budzi się po wielomiesięcznej śpiączce, odkrywa, że całe życie, jakie znała, to tylko twór podświadomości, a prawda jest… zupełnie inna. Jaką rolę w intrydze odgrywa Cień i sam Piotruś Pan? I gdzie podziali się Chłopcy? Za odpowiedzi na te pytania Dzwoneczek będzie musiała zapłacić wysoką cenę. O ile w ogóle zdąży je poznać…

Zguba to książka, przy której Czytelnik będzie miał poczucie, że opuścił stary, poczciwy lunapark i właśnie pędzi Skrótem na złamanie karku. Świat Chłopców 3 jest bezwzględny i brudny (tak jak bezwzględna i brudna bywa dorosłość), a jednocześnie niebywale pociągający. Najlepsza część bestsellerowego cyklu!

Jedna z najbardziej wyczekiwanych przeze mnie premier tego roku. Dlaczego? No to przecież oczywiste! Bo to JAKUB ĆWIEK. Bo to CHŁOPCY 3! A Chłopcy łączą w sobie to, co kocham najbardziej: powieści fantastyczne i motocykle. Dodając do tego moją niegasnącą miłość do autora, otrzymujemy zestaw idealny. 

 Po zakończeniu części drugiej żyłam w przekonaniu, że część trzecia będzie częścią ostatnią. Na szczęście grubo się pomyliłam i chwała za to autorowi! Ćwiek od razu rusza z piskiem opon. Czerwonego Ducati Dzwoneczka, oczywiście. Przy czym nie zwalnia ani na chwilę, pędząc na złamanie karku. Porywa przy tym czytelników w świat Piotrusia Pana, gdzie owy Piotruś z dziecięcą niewinnością wszczyna rozróbę za rozróbą, nie zsiadając z motocykla. Kiedyś towarzystwa dotrzymywali mu Zagubieni Chłopcy. Teraz są to Zagubieni Chłopcy w skórzanych kombinezonach i na stalowych rumakach.

 Jakub Ćwiek po mistrzowsku używa niewinnych wątków z poprzednich tomów, by uczynić z nich obuch, który ogłuszy czytelnika. Zaskoczy i sparaliżuje, a przy tym sprawi, że czytający jeszcze szybciej zacznie przewracać kartki, by dotrzeć do końca. By przekonać się co jak gdzie i kiedy. A przede wszystkim... dlaczego? Jednocześnie czytelnik, kiedy dostrzeże, jak niewiele stron zostało do końca, poczuje rozczarowanie. Każda dobra historia kończy się zbyt wcześnie. Tak właśnie jest w tym przypadku.

 Tradycyjnie nie zabrakło przekleństw. No bo co to za Ćwiek bez soczystej, podwórkowej łaciny? Jednakże kolejny raz wykazał się niebywałym talentem pisarskim, sprawiając, że wulgaryzmy nie raziły, a wręcz przeciwnie: bez nich nic nie byłoby takie samo. Brzydkie słowa w świecie Dzwoneczka, Stalówki, Milczka, Kruszyny, Bliźniaków, Kędziora i... Pana Proppera okazały się niezbędne. Tak jak niezbędna okazała się pomoc pewnego kota z czerwonym krawacikiem. Należy przy tym dodać, że koci punkt widzenia autor oddaje znakomicie za każdym razem.

 I choć nie zabrakło brzydkich słów, nie zabrakło wartkiej akcji i fantastycznej, intrygującej oraz trzymającej w napięciu fabuły, to... Chłopcy 3 nie byli tacy sami jak poprzedni. Dopadł ich upiór dojrzałości. Wyraźnie czuć, że tym razem nie jest śmiesznie i wesoło. Jest ponuro i smutno, choć nadzieja przebija się przez chmury, a cięty dowcip wciąż bawi. Czytelnik dorasta wraz z bohaterami, zżywa się z nimi i zrasta emocjonalnie. Tak było w moim przypadku. I dlatego właśnie nie mogę doczekać się kolejnej powieści z tego cyklu. Chcę wrócić do Drugiej Nibylandii (od której nota bene nazwę wziął mój blog) i żyć z dziecięcą beztroską pośród magicznego gangu motocyklowego. Tak po prostu i od serca.

Chłopcy. Zguba to powieść przeznaczona zarówno dla fanów Ćwieka i poprzednich tomów cyklu, jak i dla wszystkich osób, które pragną doświadczyć czegoś niesamowitego. Po lekturze tych książek nic nie będzie takie samo. Nawet... koty. 

Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu SQN!

Moja ocena: 10/10 (arcydzieło)

sobota, 1 listopada 2014

111. "Bóg, honor, trucizna" - Robert Foryś


Opis: Nade wszystko pragną władzy. Gotowe są za nią zapłacić złotem, krwią, a nawet swoim ciałem. Wiedzą, że rządzą nie koronowane głowy, lecz szyje, które tymi głowami kręcą.
Gambit hetmański opowiada o rozgrywce między kobietami. Mężczyźni są tylko figurami rozstawianymi na szachownicy. Cztery diabelnie inteligentne, bezwzględne i zdeterminowane w dążeniu do celu kobiety ponad trzysta lat temu rozegrały miedzy sobą partię – stawką była korona największego mocarstwa ówczesnej Europy, Rzeczypospolitej.

Rok 1671, Francja. Marysieńka Sobieska spotyka się z kardynałem de Bonzim, ministrem spraw zagranicznych Ludwika XIV i jednocześnie jej „oficerem prowadzącym”. Żona hetmana wielkiego koronnego jest francuskim szpiegiem i prowadzi w Polsce operację mającą na celu detronizację Michała Korybuta Wiśniowieckiego…

 Bóg, honor, trucizna nie mogło mnie nie zainteresować. No przecież jest polska historia, są intrygi, wojenki w tle, znane nam z lekcji historii postacie, a i wydawnictwo dobre. Więc nic, tylko czytać! Ale czy aby na pewno? Przyznaję, że kiedy przeczytałam opis i nazwisko autora, przeżyłam wielką chwilę zwątpienia. Otóż Foryś już kiedyś powieść historyczną napisał [recenzja] i była ona pozbawiona jakichkolwiek zalet intelektualnych. Zasłużyła na recenzję zjadliwą, na ocenę niewysoką. A jak było z tą książką? Było...

Chciwość to cecha, na którą zawsze można liczyć.

 Zaskakująco! Co prawda do pierwszych stron podchodziłam ostrożnie, oczekując nagonki na polską kulturę i nieustannego seksu, ale, ku chwale autora, nic takiego nie było. Zostałam zaskoczona kawałem naprawdę dobrej powieści. Co prawda opierała się na faktach historycznych i bez nich nie byłoby tej książki, ale one jakoś ginęły w fabule. Nie wybijały się na pierwszy plan jak w czytanych wcześniej Lisowczykach [recenzja], zabrakło też tej pięknej staropolszczyzny, ale nie narzekam. Po tym, co Robert Foryś zafundował mi poprzednim razem i tak byłam oczarowana.
Trzech spiskowców może bez trudu dochować tajemnicy tylko wtedy, gdy dwóch z nich nie żyje (...)
 Opis mówi o czterech kobietach. Jeno których, ja się pytam? Bo tam praktycznie każda osobniczka płci żeńskiej okazywała się wyrachowanym tworem dworskim, który manipulował mężczyznami, dążąc do zaspokojenia swoich politycznych ambicji. I tak oto żona Sobieskiego, sławetna Marysieńka, której chyba żaden polski autor nie opisał pochlebnie, jest... hm... Najlepiej zacytować Piekarę: francuską murwą. Fałszywa, żądna władzy i bogactw tak bardzo, że zaprzeda własne ciało mimo wielkiej miłości do swego męża. Z kolei służąca przyszłej królowej, Charlotta, jest fantastycznie wykreowaną postacią. Pokuszę się o stwierdzenie, że lepszej w powieści nie znajdziemy. Autor stworzył pełny portret psychologiczny tejże kobiety, od czasu do czasu podążając ku granicy zgorszenia. Ale nie oczekujmy po ówczesnych Francuzach przyzwoitości. Żona i matka Michała Korybuta Wiśniowieckiego także są bardzo dobrze wykreowane. Pierwsza z nich, Eleonora, jest zimna i dumna, ale pod tą piękną lodową fasadą skrywają się gorące uczucia. Znowuż Gryzelda to typowa wilczyca, która zrobi wszystko, by chronić swe szczenię. Nie pałam do niej sympatią, ale wzbudza mimowolny szacunek. Odnośnie samego Korybuta... Szkoda słów. Maminsynek i pantoflarz, chimeryczny homoseksualista, niezdolny do rządzenia krajem.

Jesteś tym, kim widzą cię inni. Odbiciem ich własnych lęków i nadziei.

 Fabuła sama w sobie nie jest zła, wręcz przeciwnie: wzbudza w czytelniku zainteresowanie i nie pozwala odłożyć książki na bok, póki nie poznamy dalszych losów jej bohaterów. Także od strony kulturalno-intelektualnej nie można powieści nic zarzucić: autor nieźle oddał niezrozumienie cudzoziemców w stosunku do polskiej wolności szlacheckiej, wielkie dumę i honor polskich panów braci, których postronni nie pojmowali. Foryś nie potraktował też czytelnika, jak wcześniej, niczym idiotę, który nie pragnie czytać niczego prócz kiepskich opisów seksu. Za to wielki plus.

Bóg, honor, trucizna to pozycja, którą mogę z czystym sumieniem polecić każdemu, kto szuka chwili zapomnienia w jesienny wieczór.
Nie zawiedziecie się i sądzę, że - jak ja - będzie czekać na kolejne części.

Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Otwarte!


Moja ocena: 7/10 (bardzo dobra)