Opis: Czasy Wersalu: mężczyźni pojedynkują się o honor dam, plotka i śmieszność potrafią zabić, a miłość bywa śmiertelnie niebezpieczna.
Do Polski przybywa Giacomo Casanova, uwodziciel, gracz, szpieg i sławny kochanek. W Warszawie spotyka Elżbietę, tajemniczą damę pragnącą za wszelką cenę odzyskać dawne życie. Oboje zaczynają grę, której finału nie są w stanie przewidzieć.
Namiętność, sex, intryga i zdrada, splatają się w przepojoną erotyką fabułę, będącą śmiałym połączeniem nowej powieści kobiecej i romansu godnego "Niebezpiecznych Związków".
Wenecja, Casanova... To wszystko pięknie mi się kojarzy od czasu książki pani Kosowskiej [recenzja]. Dlatego też zdecydowałam się na powieść Roberta Forysia. Autora, który tak naprawdę kojarzył mi się ze Sztejerem (nie miałam okazji czytać owego dzieła, jednakże orientuję się w jego realiach, więc byłam tym bardziej zaskoczona przeskokiem z jednego klimatu do drugiego, ale kto pisarzowi zabroni?). Cały czas nie mogę zrozumieć, co Forysia skłoniło do odstąpienia od krwawych historii i przerzucenia się na romans. Zmiany niby są w życiu potrzebne, ale nie wszystkie wychodzą ludziom na dobre...
W objęciach Casanovy wywołało we mnie wiele emocji, ale raczej nie takich, jak trzeba. No cóż... Seks praktycznie co drugą stronę, a do tego nieustanne obrażanie Polski, Polaków i kultury polskiej. W tle dorzucony nasz kraj za czasów szlacheckich, jakaś tam intryga czy też raczej intrygi, które opierały się - jakżeby inaczej! - na... uwaga... seksie! Cóż za niespodzianka. No naprawdę. Spodziewalibyście się? Ja też nie. Generalnie sceny erotyczne powinny podniecać, wywoływać rumieńce etc., tymczasem te zwyczajnie nudziły, zwłaszcza że ledwo nasz ukochany Casanova i jego Elżbieta zaczęli, już kończyli, mimo iż miało trwać to całą noc. To chyba jakieś czary!
Jak więc doskonale widzicie książka nie jest wolna od wad. Ma ich wcale nie mało, do tego dochodzą literówki, błędy ortograficzne (jak chociażby "skurzany")... Wstyd? Wstyd dla korektora! Ale są również strony pozytywne: główna bohaterka Elżbieta. Kobieta skrzywdzona przez los, elegancka, kulturalna, inteligentna i mściwa. Wyrachowana. Osoby, które ją skrzywdziły albo które stoją jej na drodze do osiągnięcia celu, mogą spodziewać się najgorszego. A jak już nam wszystkim wiadomo: gorsze są rzeczy niźli śmierć. Odrębną kategorią jest tytułowy Casanova. Postać, nie czarujmy się, nie najlepsza. Po największym uwodzicielu wszechczasów na pewno nie spodziewałam się, że będzie on sierotą, kolokwialnie mówiąc. Najpierw mówi jedno, potem drugie robi, a za trzecim razem to w ogóle ucieka, gdzie pieprz rośnie. Naszej Elżbiecie do pięt nie dorasta, choć autor ewidentnie starał się, by było inaczej. Kolejne, co można zaliczyć Forysiowi na plus to to, że jego powieść czyta się szybko i - mimo wszystko - przyjemnie.
Jak już wspomniałam - autor miał manierę, by nieustannie negować wszystko, co dotyczyło Polski. W jaki sposób? Za sprawą dwojga głównych bohaterów: Elżuni i Casanovy. Polskie biesiady? Be! Polskie polowania? Be! Polska moda? Be! Polska kultura? Be! Polska? BE! Ale już Wersal, w którym arystokracja wypróżniała się bezpośrednio na podłogi komnat - cacy. To właśnie mierziło mnie najbardziej. Uwłaczanie naszej historii, wmawianie nam, że nasz kraj to dzicz i zacofana mentalnie ciemnota.
Pomijając aspekty intelektualne powieści - czy też ich brak, zależy, jak na sprawę spojrzeć - da się czytać. Szybko, przyjemnie, nawet z pewnym zainteresowaniem. Polecam tylko i wyłącznie tym osobom, które potrzebują jakiegoś czytadła na odstresowanie się, gdzie twórca nie wymaga od czytelnika myślenia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Drodzy Czytelnicy! Zostawcie po sobie ślad w postaci komentarza - każdy jest dla mnie motywacją do dalszej pracy. Dziękuję :)
Podzielcie się również linkami do własnych blogów, chętnie tam zajrzę :)