piątek, 1 sierpnia 2014

96. "Przegląd Końca Świata. Blackout" - Mira Grant


PREMIERA: 27 sierpnia 2014r.

Opis: Tylko jedna rzecz jest pewna: zawsze może być jeszcze gorzej

Kiedy w 2014 roku opracowywano lek na raka i skuteczną szczepionkę przeciwko grypie, nikt się nie spodziewał, że świat stanie na skraju zagłady. Po ćwierćwieczu walki o dawny świat, bez strachu o jutro, ludzkość wyszła na prostą. Wtedy też okazało się, że to nie zombie, a sam człowiek jest największym zagrożeniem.

Niespodziewany wybuch epidemii na Florydzie staje się kolejnym kamieniem milowym w spisku stulecia, a ekipa Przeglądu Końca Świata zostaje oskarżona o bioterroryzm. Sytuacja wymaga podziału grupy. Shaun wyrusza zbadać źródło zarazy, natomiast reszta udaje się do legendarnego hakera Małpy po nowe tożsamości. A do tego wszystkiego dochodzi tajemnica Obiektu 7c przetrzymywanego w tajnych laboratoriach CZKC…

Pozostało jeszcze tak wiele do zrobienia, a zegary nieubłaganie odmierzają czas do wielkiego finału. Czy młodym dziennikarzom wystarczy odwagi, żeby stawić czoła szalonym naukowcom, wytworom ich eksperymentów oraz pozbawionym sumienia agencjom rządowym?

BLACKOUT to wstrząsający finał epickiej trylogii o dziennikarzach przyszłości, poszukujących prawdy w warunkach wybitnie niesprzyjających… podczas zombie-apokalipsy.

 Z wielką niecierpliwością czekałam na Blackout, odkąd tylko uporałam się z Deadline. Moja cierpliwość zostałaby wystawiona na jeszcze poważniejszą próbę, gdybym musiała czekać do oficjalnej premiery książki. Na szczęście obyło się bez tak drastycznych chwil i dzięki uprzejmości Wydawnictwa SQN mogłam zapoznać się zamknięciem trylogii już teraz. Czy było ono tak zachwycające jak poprzednie części? Czy też było jeszcze lepsze? A może... zwyczajnie mnie rozczarowało?

 Mira Grant nie pozwala czytelnikowi się nudzić. Cóż, mając za towarzysza Shauna i jego ekipę, trudno popaść w znudzenie, o czym wie każdy, kto miał już do czynienia z młodym panem Masonem. Jak zwykle w perfekcyjny sposób łączy wartką akcję, polityczne intrygi oraz naukę. Mamy więc kolejny raz do czynienia z idealną mieszanką, która zaspokoi zarówno nasze pragnienie przygód jak i rozrywki czysto intelektualnej. Podawane przez panią Grant informacje medyczne zostały zaserwowane w sposób łatwy do zrozumienia, jest to bez wątpienia wielki plus, skoro znajduje się ich w powieści całkiem sporo.
 Autorka zaskoczyła mnie tak bardzo, że trudno znaleźć mi słowa, by opisać to uczucie. Być może źle to świadczy o zasobie mojego słownictwa, ale jak najlepiej o jej talencie do tworzenia niespodziewanych zwrotów akcji. Zwrotów akcji, które wpleciono w fabułę nie po to, by sobie były i tworzyły chwilowe napięcie, ale po to, by dopełniały całość i wyjaśniały wszystkie intrygujące wątki; nawet te, o których czytelnik początkowo nie ma pojęcia. Zamknięcie trylogii okazało się jak najbardziej satysfakcjonujące i pewnie jeszcze niejednokrotnie wrócę do niej. Ale... Zawsze mogło być lepiej. Zabrakło mi wielkiego BUM!, które sprawiłoby, że Blackout zapadnie mi w pamięć na długo. Pozostał niedosyt.

 Mimo tego mankamentu, jakim był brak cudownego zakończenia, powieść nie zawodzi. Postacie jak zwykle tryskają życiem, o ile, oczywiście, nie są martwe, a i wtedy zachowują niepokojące znamiona żywotności... Chyba że pani Grant decyduje się na uśmiercenie kogoś znaczącego, z kim czytelnik zdążył się już zaprzyjaźnić - wtedy jest zaskakująco skuteczna i taki delikwent z martwych nie powstaje. Kogo załatwiła tym razem? Nie będę spoilerować, sięgnijcie po książkę i przekonajcie się sami! Shaun jaką zagadką był, taką pozostaje - jak zdołał wykształcić w głowie głos zmarłej siostry będący inteligentniejszym od niego samego? I czy Georgia, która objawiła mu się w CZKC jest kolejnym wytworem wyobraźni, czy... prawdziwą dziewczyną?

 Blackout zalicza się do moich ulubionych serii, choć przed lekturą tych książek nawet nie pomyślałabym o tym, by sięgnąć po cokolwiek, co opowiada o zombie - co tu dużo mówić, stwory te zwyczajnie mnie przerażały. Dzięki P.K.Ś. oswoiłam swój strach, a to dlatego że autorka nie zredukowała zombie do zwyczajnych straszaków, lecz uczyniła z nich zagadkę medyczną. Chorobę. Coś, na co ludzie pragną znaleźć lekarstwo. Żywe trupy były dziełem człowieka i przypadku jednocześnie. Nie skupiała się tylko i wyłącznie na truposzach, choć przecież to wokół nich kręci się cała seria. Trzeba prawdziwych umiejętności, by stworzyć tak nieprawdopodobne połączenie.

Blackout jako zakończenie trylogii jest zadowalające, ale, jak już powiedziałam, nie idealne. Mogło być lepsze, mogło bardziej zachwycić. Autorka postawiła sobie poprzeczkę wysoko i nie przeskoczyła jej, ale też nie upadła. Zachowała poziom. Dlatego mimo wszystko mogę uznać tę książkę za... świetną!

Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu SQN!


Moja ocena: 10/10 (arcydzieło)

6 komentarzy:

  1. Nie znam niestety.... Super, że Ty jesteś tak bardzo zachwycona :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie polecam zapoznać się z serią, bo naprawdę warta uwagi :)

      Usuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Słyszałam dobre opinie na temat całej serii, ale jeszcze nie czytałam jej :) Może się to kiedyś zmieni, bo jak książka wpadnie mi w ręce, to na pewno przeczytam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Wszyscy się zachwycają, więc chyba podążę za tłumem i zapoznam się z serią :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasami warto, Antonino, a już w tym przypadku jak najbardziej ^^

      Usuń

Drodzy Czytelnicy! Zostawcie po sobie ślad w postaci komentarza - każdy jest dla mnie motywacją do dalszej pracy. Dziękuję :)

Podzielcie się również linkami do własnych blogów, chętnie tam zajrzę :)