Opis: Lucas Scarlett prowadzi agencję detektywistyczną w Chicago. W trakcie śledztwa, w jednej z akcji, poznaje tajemniczą Chelsea, która udziela schronienia jemu i jego rannemu przyjacielowi. Na pierwszy rzut oka dziewczyna wydaje się być zwyczajna i niegroźna. Jednak w miarę odkrywania tajemnic wokół niej, Lucas nie jest już niczego pewny. Kiedy nagle zagląda w lufę pistoletu dzierżonego w jej dłoni, jest już pewien, że Chelsea nie jest zwyczajną dziewczyną. Czy to ona postrzeliła jego przyjaciela? Kto telefonuje do niej po nocach? Akcja książki w zaskakujący sposób przenosi się z Chicago i małego miasteczka Crystal City, aż do Meksyku. Brawurowa ucieczka plażą na wybrzeże oraz motorówką przed uzbrojonymi zabójcami, rzuca naszych bohaterów na jakąś – bliżej nieokreśloną – wyspę. Kim tak naprawdę jest Chelsea? Jaka jest jej rola we wszystkim, co właśnie spotkało Luke’a? Czy uda im się rozwiązać wszystkie tajemnice? Czy będzie stać ich oboje na szczerość? Na te i inne pytania odpowie dynamiczna akcja powieści “Goniąc cienie”.
Nie jestem wielką fanką kryminałów (pomijając ogromną miłość, którą żywię do Sherlocka Holmesa będącego ideałem samym w sobie), w mojej biblioteczce nie uświadczycie ich zbyt wiele, ale w chwilach weny biorę jakiś do ręki i zaczytuję się w nim z przyjemnością. O ile, oczywiście, jest porządnie napisany. Tak więc skusiłam na książkę Marty Bilewicz, wzięłam udział w akcji Podaj dalej, czyli książka w podróży organizowanej na blogu Sylwii. Udało mi się i tym oto sposobem książka wylądowała u mnie, a akcja przeniosła się na mojego bloga.
Początki z Goniąc cienie nie należały do najlepszych. Ot, zaczęło się interesująco i tak też się zapowiadało w dalszej kolejności, ale... Prędko zaczął przeszkadzać mi styl autorki. Dialogi były po prostu nienaturalne, nikt w realnym życiu tak nie mówi. No, może mojemu poloniście zdarzy się w czasie lekcji. Powiecie: No okej, ale to jest książka, nie prawdziwe życie. Odpowiem zatem krótko i na temat: akcja książki toczy się we współczesnych nam czasach i prawdziwych miejscach, a więc oczekuje się, że wszystko będzie przypominało to, co znamy z codziennego życia.
A co jeszcze można znać z życia codziennego? Ludzi. Ludzie też nie do końca się pani Marcie udali. Na przykład główny bohater, Luke, jest wręcz do bólu idealny. No mówię Wam, lepszego na tym świecie nie znajdziecie; przystojny, inteligentny, wszyscy go wychwalają, niemalże wielbią, szczęścia ma tyle w życiu, że może się w nim utopić pół miasta. Dlatego też niejednokrotnie zwracano się do niego po prostu Lucky. Pozostali bohaterowie także nie zachwycili: a to żyją cnotliwie, zgodnie i tak dalej, a to znowu są niegrzeczni do granic możliwości.
Podczas czytania miałam wrażenie, że grafomania stale walczy o lepsze z całkiem porządnymi fragmentami. Otóż sama intryga była zajmująca, po drodze dowiadujemy się wielu ciekawych rzeczy, których z pewnością nie uczą w szkole. A i warto dodać, że pani Bilewicz znakomicie orientuje się w zagranicznych terenach. Opisane barwnie, szczegółowo, można odnieść wrażenie, że w każdym tym miejscu była i przeżyła tam niejedną przygodę jak postacie z jej książki. W pewnym stopniu rekompensowało to pozostałe braki, motywowało do dalszego czytania.
Książka ta zebrała wiele pozytywnych opinii, co, prawdę powiedziawszy, mocno mnie zdumiało. Nie była najgorsza, co to to nie, ale też i na takie peany nie zasługuje, przynajmniej moim skromnym zdaniem. Być może to właśnie wartka akcja i interesujące miejsca tak zachwyciły czytelników, nie mam pojęcia. Sama mogę powiedzieć z czystym sumieniem, że ta powieść nie zwala z nóg, nie sprawia, że człowiek na kolanach błaga o więcej, a po skończeniu nie wie, co zrobić ze swoim życiem, ale też nie zasługuje na skrajnie negatywną opinię. Osobiście pozostaję do niej ustosunkowana całkiem neutralnie.
Goniąc cienie nie jest literaturą najwyższych lotów, ale też nie jest najgorsza.
Nie polecam i nie odradzam. Decyzję, jak zwykle, pozostawiam Wam.
A nuż Was urzeknie lub zniechęci do twórczości Marty Bilewicz?
Podpisuję się pod Twoimi słowami. Fabuła fajna, a z wykonaniem gorzej.
OdpowiedzUsuńCzytałem chyba na wakacjach i przypadła mi do gustu bardziej niż Tobie. Owszem, kilka błędów jest, ale skupiałem się głównie na fabule ;)
OdpowiedzUsuń34 yrs old Health Coach I Kalle Ruddiman, hailing from Listuguj Mi'gmaq First Nation enjoys watching movies like "Rise & Fall of ECW, The" and Gambling. Took a trip to Durham Castle and Cathedral and drives a De Dion, Bouton et Trépardoux Dos-à -Dos Steam Runabout "La Marquise". Szczegoly
OdpowiedzUsuń