sobota, 7 grudnia 2013

52. "Zborowski" - Jacek Komuda



Skala ocen :
1 - beznadziejna
2- słaba
3 - przeciętna
4 - dobra
5 - bardzo dobra
6 - rewelacyjna
*7 - wybitna


Opis: Gdy wpada w gniew, niczym wściekły pies, uderza śmiertelnie boleśnie!
*
Straceniec, którego niewiele szczęścia w życiu spotkało. Wespół z kozacką duszą , Nikoforem Hunią oraz łasym na złoto Bohuszem, brnie w czeluść czarciego kotła. Tam, gdzie smaży się już wielu z tych, których posiekał szablą głodną krwi.
*
Dumne nazwisko, do którego lgną wywołańcy i hultaje jest mu tylko ciężarem. Pamięć o strasznym ojcu ściętym pod krakowską basztą Lubranką skazała go na żywot tułacza i najmity.
*

Samuel Zborowski niesie tylko swoją szablę i honor. Ale jedno i drugie droższe jest mu niż życie.

 Jacek Komuda kolejny raz zabiera nas do szlacheckiej Polski. Oczywiście robi to w wielkim stylu, on inaczej nie potrafi! Niezwykle realistycznie oddaje realia Korony Polskiej, nie ubarwiając ani nie zakłamując prawdy. Można by więc pomyśleć, że będzie nudno i... nijako. Nic bardziej mylnego! Okazuje się, że historia naszego kraju jest niezwykle ciekawa. Znacznie ciekawsza niż ta, której uczy się nas w szkole.


"Zborowski... (...) Nazwisko, do którego lgnęli wywołańcy i hultaje, a ludzie poczciwi na jego dźwięk odwracali głowy i nader chętnie obciążali je winą za cudze grzechy."

 Autor opisuje nie tylko szlacheckie zwady, zajazdy i polityczne intrygi. Przede wszystkim pokazuje, że nawet dobry człowiek potrafi złamać się pod nawałem nieszczęść, które na niego spadają, że kiedy wszyscy widzą w nim zło wcielone, banitę, infamisa i wywołańca i tak też go traktują, to w końcu ów człowiek taki się staje. Bo stracił to, co miał najcenniejsze i teraz do stracenia nie ma już nic. Łącznie z nadzieją, że los się odmieni.


"Słowa ne striła, a głubsze ranit.*"
* z ros. - Słowa nie strzała, a ranią bardziej

 Główny bohater książki to Samuel Zborowski - własny ród uważa go za bękarta. Jest chudopachołkiem bez najlichszej chaty, pogrobowcem. Po ojcu odziedziczył szlachecką fantazję, dryg do szabelki i złą sławę. To właśnie jego przemianę obserwujemy podczas czytania. W jednym opowiadaniu nie chce zabijać, w drugim chce się żenić, w trzecim nie zostało mu nic, w czwartym zabija z zimną krwią, w piątym bez wahania mówi, co myśli, bo wie, że zamordowanie kolejnego Zborowskiego wywołałoby małą katastrofę w skali krajowej...


"Śmierć tak często wchodzi mi w drogę, że można by rzec, iż stała się moją nałożnicą."

 Komuda jak zwykle uraczył nas historią napisaną lekko archaicznym językiem, co jednak nie zmienia faktu, że powieść czyta się lekko, szybko i przyjemnie. Ponadto na końcu książki stworzył przypisy, w których wyjaśnia co ciekawsze bądź trudniejsze zagadnienia. Przyznaję, że były one dla mnie wielkim plusem, bo zdobywanie nowych informacji na temat historii własnego kraju jest bardzo przyjemne. Sądzę, że nawet osoby, które lekcji historii nie lubią, Komudę pokochają. Oczywiście pod warunkiem, że lubią książki z dobrą bitką i przelewaniem krwi. Oraz czymś, co pominęłam wcześniej - nutką fantastyki. Ale nie takiej, jaką znamy dzisiaj: wampiry płaczące nad swoim żywotem, świecące w słońcu, wilkołaki, które pozwalają robić sobie warkoczyki... Nie! Mamy odrobinę twardej, słowiańskiej wiary w diabły. Ugości nas prawdziwy, złośliwy i zimnokrwisty dytko. 

Moja ocena: *7 (wybitna)

2 komentarze:

  1. Po pierwsze uwielbiam jak piszesz!
    Po drugie bardzo mnie zaciekawiło, ale nie wiem czy przeczytam :D
    Po trzecie miłego wieczorku!

    OdpowiedzUsuń
  2. Komuda jest kolejnym polskim autorem, którego będę musiała nadrobić :) Bo oczywiście nie znam żadnej książki! Ale ta brzmi ciekawie, więc kto wie, może od niej zacznę (jak tylko uzbieram fundusze) :)

    OdpowiedzUsuń

Drodzy Czytelnicy! Zostawcie po sobie ślad w postaci komentarza - każdy jest dla mnie motywacją do dalszej pracy. Dziękuję :)

Podzielcie się również linkami do własnych blogów, chętnie tam zajrzę :)