wtorek, 24 czerwca 2014

Ewangelia według Artema


Koniec maja
 Wasylisa po półrocznym przetrzymywaniu książki kolegi z klasy (pozdro, Dawidzie) doznaje natchnienia i sięga po Metro 2033. Szanowna autorka bloga Druga Nibylandia, cynik z urodzenia, nie-romantyk z wyboru, zakochuje się od pierwszego wejrzenia. No, od pierwszego czytania. Od pierwszej strony... Cóż, taka kochliwa bibliofilska natura. (Jakby ktoś chciał mnie poznać z Glukhowskym, to absolutnie nie prostestuję :D) Od dnia tego aż po kres świata jej otoczenie jest zmuszone wysłuchiwać zachwytów nad Metrem. Nie wspominając już o tym, że w tym momencie w umyśle szanownej blogerki zakiełkowało marzenie o nowym zawodzie: stalkerem będę! Ba, pierwszą stalkerką w postapokaliptycznej Moskwie! O czym towarzystwo zostało oficjalnie poinformowane po lekturze Ślepej plamy Wiktora Noczkina (kolejny ukłon w Twoją stronę, Dawidzie). Wkrótce nadciąga ta pamiętna chwila, gdy wierna towarzyszka Wasylisy w chorobie zwanej potocznie głupotą, a niepotocznie życiem, informuje ją, że ma Metro. Ale nie takie zwyczajne. Metro-Grę! Wasyl-Naczelny-Mól-Książkowy-Booko-Noł-Lajf jest zachwycony wizją zagrania w ulubioną książkę. A okazja nadarza się już wkrótce, ponieważ trzeba zrobić prezentację multimedialną na przedmiot w skrócie zwany EDB. Pełnej nazwy przez cały rok nie użył nikt oprócz nauczyciela na pierwszej lekcji we wrześniu... 

Początek czerwca
 Koteł i Wasylisa spotykają się u tej drugiej w domu. Konkretnie: w przeuroczym fioletowym pokoju Lisiątka, oklejonym plakatami motocykli, podobizną Jadowskiej oraz wypełnionym wzdłuż i wszerz książkami. Jest dobre towarzystwo, są słodycze, wszechobecny fiolet i różowa (wówczas) pościel, a także szalejąca za otwartym oknem burza. Prawdziwy horror, czyż nie? Zwłaszcza w połączeniu z tymi haniebnie kobiecymi kolorami... Sadowią się na łóżku, Koteł włącza Metro. Napięcie rośnie, ekscytacja sięga zenitu... No dobra, to było chwilkę później. A dokładniej wtedy, gdy z włazu zaczęły sypać im się na głowę mutanty. Najważniejsze pytanie (podstawa naszej ówczej egzystencji) to: JAK TU SIĘ STRZELA?! Po czym następuje wciskanie wszystkich przycisków po kolei, aż są w stanie nie tylko do mutasów strzelać, ale też wymachiwać w ich kierunku nożem. Strategia naprawdę skuteczna, panowie się nie śmieją, weteranki gier również, bo udało im się przejść do kolejnego etapu. Etapu, który Wasylisa zaczęła spojlerować na podstawie książki. Niby nie to samo, ale ogólny zarys jednak taki sam. I, uwaga!, spoilery pierwszy raz nie spotkały się z negatywnym przyjęciem. Koteł się ucieszyła, doszedłszy do wniosku, że to pomoże. Czy faktycznie pomogło? Mogę mówić tylko za siebie, ale wydaje mi się, że tak. Kulawa znajomość rosyjskiego i cyrylicy na pewno okazała się przydatna podczas szukania zbrojowni.
 Najbardziej dramatyczny moment (a zarazem komiczny, na wspomnienie którego do dzisiaj pokładamy się ze śmiechu) nadszedł podczas pierwszego przejazdu tunelem. Pilnujemy drezyny od tyłu jeśli wierzyć napisom, bo mnie to wyglądało na przód, ale kim ja jestem, by się spierać?, jedziemy tunelem... Pomijając

panujący wokół mrok i dziwne cienie, do których zdarzyło nam się strzelić ("To te schizy, co były w tunelach" - Liszka doznaje po raz kolejny olśnienia), panuje niemal sielankowa atmosfera. Koteł się cieszy, bo miało być niebezpiecznie, a tu żyć - nie umierać, amunicji nie trzeba marnować... I tylko Wasylowi coś nie gra, bo przecież w tym tunelu mutanty wybiły wszelkiego luda. Tak więc Wańka rzecze do Kotełka, by ten się odwrócił i skontrolował tyły. Sielanka się skończyła i ogólnie przestało być im wesoło, bo zaczęły krzyczeć jak opętane. Ale uprzedzam fakty, zły ze mnie narrator, wybaczcie. Najpierw dzielnie próbowały ratować towarzyszy niedoli, a krzyczeć zaczęły dopiero, kiedy mutaski wyrżnęły wszystkich i rzuciły im się w monitor. Wtedy też nastąpiło samoczynne porzucenie laptopa na rzecz krzyku, odskoczenia na pół metra od gry i schowania głowy między kolanami. Wasylisa przyznaje szczerze, że próbowała sytuację ratować, ale jak taki wypasiony zwierzaczek kolejny raz zapragnął się do niej dobrać, to zdezertowała i zaczęła drzeć się jeszcze głośniej. Atmosfery grozy dopełniały błyskawice i grzmoty zza okna. Klimat z horroru klasy B zachowany!

 Po powrocie do rzeczywistości, gdy obie główne bohaterki tegoż artykułu zrozumiały, że dały się ponieść iście ułańskiej fantazji, nastąpił wybuch niekontrolowanego i głośnego śmiechu. W ferworze walki (taki tam eufemizm na zdzieranie gardła) Koteł i Wasylisa nawet nie usłyszały, że mama tej drugiej pytała, co się stało. Dosyć głośno, tak na marginesie. Nota bene: ich dzikie wrzaski zdolne były obudzić umarłych. Dobrze, że Wasza Wasylisa nie mieszka bliżej cmentarza. Bo wtedy to już by musiała planować karierę nekromantki, nie stalkera...
 Czy warto wspominać o tym, że zarówno z Koteła, jak i z Wasyla śmiało się paru panów? Zarówno ten, dzięki któremu miały Metro (Rymek, dedyk 4U ^^ *tu miały być loffki&kisski, ale nie dostałam pozwolenia:C*) oraz ten drugi, co wiedział, o co chodzi, kiedy Wasylisa czuła się gorsza, bo nie wiedziała, a co silnie pogwałciło jej miłość własną i wiarę we własną wszechwiedzę (K., ja i tak mam zawsze rację, pozdrawiam, chociaż Ty śmiałeś się najbardziej :D :*).


Epilog
 Przygoda Koteła i Wasylisy z Metrem jeszcze się nie skończyła. Druga część czeka, kolejne poziomy także. Drżyjcie narody, albowiem nadciągamy!

Большое спасибо!

2 komentarze:

Drodzy Czytelnicy! Zostawcie po sobie ślad w postaci komentarza - każdy jest dla mnie motywacją do dalszej pracy. Dziękuję :)

Podzielcie się również linkami do własnych blogów, chętnie tam zajrzę :)