czwartek, 30 stycznia 2014

65. "Rozkosze nocy" - Sylvia Day


Opis: Bywają takie zmysłowe przyjemności, których można zaznać tylko w nocy...

Aidan Cross przychodzi o zmierzchu, między jawą i snem, aby spełnić tajemne pragnienia kobiet. Lyssa Bates nigdy nie doświadczyła takiej ekstazy, jaką dał jej mężczyzna o głębokich, przenikających duszę, niebieskich oczach, w których tkwi obietnica kuszącej bliskości i dekadenckich doznań. Choć ten nieznajomy kochanek, nieśmiertelny uwodziciel, jest tylko snem - fantomem z nocnych fantazji - to jednak pewnego dnia staje się cud i nieziemski uwodziciel materializuje się w drzwiach jej mieszkania. Aidan Cross uczyni wszystko, żeby wypełnić misję do końca, nawet jeśli może to mieć groźne konsekwencje nie tylko w krainie snów, ale także na jawie.

 Wielokrotnie spotykałam się z książkami fantasy, w których występowały motywy erotyczne. Wiadomo: wielka, płomienna miłość musi zostać skonsumowana. Ale pierwszy raz trzymałam w rękach książkę erotyczno-fantastyczną. Jeśli mam być szczera, to moje przygody z książkami erotycznymi są minimalne. Czy Rozkosze Nocy zachęciły mnie kontynuowania przygody z tym gatunkiem? Ano nieszczególnie...


 Prawda jest taka, że gdyby oddzielić pomysł na powieść fantastyczną od erotyki, otrzymalibyśmy naprawdę interesującą, a nawet oryginalną książkę. Jednak pani Sylvia pokusiła się o połączenie tych dwóch rzeczy i wyszło, jak wyszło... Z kilku powodów. M.in. dlatego, że sceny erotyczne niejednokrotnie wywoływały we
mnie wybuch uzasadnionej radości, tj. zaczynałam chichotać w głos. Wybaczcie, ale to chyba nie jest normalne, by płakać nad idealnością pośladków swojego chłopaka? Idąc za ciosem, trzeba również wspomnieć, że główna bohaterka - Lyssa - płakała z najróżniejszych, najdziwniejszych powodów. Choć głównie roniła łzy kompletnie bez okazji. I to niby ona ma być tym wielkim, przepotężnym Kluczem, wokół którego kręci się wszystko? No nie wszystko, jest przecież jeszcze Aidan, seks, Aidan, seks. Chyba że na warsztat weźmiemy introspekcję rzeczonego Aidana. Wtedy mamy: Lyssę, seks, Lyssę, seks. I jakieś brednie o wielkim uczuciu. Jak dla mnie to to uczucie ograniczało się do seksu, opowiadania głupot o swej wielkiej miłości i znowu do seksu.
 Styl pisarki pozostawia wiele do życzenia, choć nie jest też najgorszy. Jeśli lubicie wielkie miłości, które polegają na pieprzeniu się jak króliki (określenie zaczerpnięte prosto z książki) nie przeszkadza Wam zmienianie się silnego faceta w ciągle rozczulającego się facecika oraz nadmiar kutasów i cipek użytych w tekście (nie wiem, czy to wina tłumaczenia, jednakże owe wyrazy zbyt często kaleczyły moje oczy), to ta książka jest dla Was!

Powieści nie można spisać na straty, choć nie oszałamia zawiłością intryg, akcją czy czymkolwiek innym. Jej największy plus to bez wątpienia świat fantastyczny wykreowany przez panią Day oraz cudowni Mistrzowie Miecza, którzy pomimo setek lat na karku i prowadzenia nieustającej wojny z Koszmarami, zachowali chłopięcy urok. Sądzę, że z książką warto było zapoznać się chociażby dla samego Zmierzchu, czyli świata między jawą i snem, gdzie żyją Aidan i jemu podobni. Jest to naprawdę ciekawy pomysł, ale, jak już wspomniałam, nieudany wątek miłosno-erotyczny wszystko psuje. I to tak skutecznie, że nie czuję chęci sięgnięcia po drugą część tej jakoby bestsellerowej serii...

Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Akurat!


Moja ocena: 4/10 (może być)

8 komentarzy:

  1. Kiedyś myślałam, żeby przeczytać tą książkę, ale teraz nie wiem, czy się na nią skuszę. watpie

    OdpowiedzUsuń
  2. Czekałam na tę recenzję! :D
    Wolę czytać "Quo Vadis", a nawet i "Krzyżaków", niż to... Tyle w temacie XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, nie, nie. To ja już wolę całą serię tego niż jedno "Quo Vadis"... Albo nawet wolę "Małego Księcia" omawiać kolejny raz...

      Usuń
  3. Bardzo chętnie sięgnę po nią, ponieważ wydaje mi się interesującą pozycją <3

    Pozdrawiam :3

    OdpowiedzUsuń
  4. Erotyka to nie dla mnie, a po recenzji widzę, że szkoda czasu ;)
    M.

    OdpowiedzUsuń
  5. Też uważam, że sam wątek fantastyczny byłby ciekawszy :) A płaczliwa Lyssa też była denerwująca. Ale urok Strażników był dobry :D
    Spotkałam się wcześniej z tą autorką i powiem Ci, że widać u niej poprawę - także pomyśl sobie, że mogło być gorzej :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czytałam Twoją recenzję... I nie mieści mi się w głowie, że mogło być gorzej, skoro uznano to za bestseller... :o

      Usuń
  6. Jest to typ literatury, od której raczej stronię, ale kiedyś może spróbuję, bo Grey niestety nie spełnił swojego zadania.

    OdpowiedzUsuń

Drodzy Czytelnicy! Zostawcie po sobie ślad w postaci komentarza - każdy jest dla mnie motywacją do dalszej pracy. Dziękuję :)

Podzielcie się również linkami do własnych blogów, chętnie tam zajrzę :)