piątek, 27 września 2013

34. "7 razy dziś" - Lauren Oliver



Skala ocen :
1 - beznadziejna
2- słaba
3 - przeciętna
4 - dobra
5 - bardzo dobra
6 - rewelacyjna
*7 - wybitna


„Może dla ciebie jest jakieś jutro. Może dla ciebie istnieje tysiąc kolejnych dni albo trzy tysiące, albo dziesięć- tyle czasu, że możesz się w nim zanurzyć, taplać do woli, że możesz pozwolić by przesypywał ci się przez palce jak monety. Tyle czasu, że możesz go zmarnować.”

 Z panią Oliver spotkałam się już wcześniej - miejsce w mojej biblioteczce zajmuje jej rzekomo bestsellerowe "Delirium" [RECENZJA]. Tamta powieść nie zachwyciła mnie, choć pomysł był naprawdę interesujący. A jak było w tym przypadku? Czy śliczna okładka i ciekawy opis to wszystkie atuty tej książki, czy też jednak tym razem autorka dała radę i wnętrze dorównało ładnej oprawie?


„[...] jeśli przekroczysz pewną granicę i nic się nie dzieje, to granica traci znaczenie.”

 Samantha Kingston wspięła się na wyżyny popularności w swoim liceum - ma równie popularne przyjaciółki, największy przystojniak w szkole to jej chłopak, zajmuje najbardziej pożądane miejsce w stołówce i na parkingu. Większość wykroczeń i dręczenie niepopularnych uczniów uchodzi jej na sucho. 12 lutego, w Dzień Kupidyna, zamierza zebrać mnóstwo róż, iść na imprezę i stracić dziewictwo ze swoim chłopakiem. Ale plany planami, a rzeczywistość rzeczywistością. Na imprezie szkolna ofiara nazywa ją suką, chłopak upija się, a w drodze powrotnej... ginie w wypadku samochodowym. 


„Dobry przyjaciel nie zdradzi Twojego sekretu. Najlepszy przyjaciel dopilnuje, żebyś nie zdradził swojego sekretu.”

  Pomijając obiecujący prolog, pierwsze strony książki były dla mnie nie do strawienia. Samantha okazała się bohaterką pustą, irytującą, zapatrzoną w siebie, no po prostu suką. Tak samo jak jej trzy przyjaciółki. Ponadto ciągłe ględzenie o popularności, podziale towarzyskim w szkole itp. było dla mnie kompletnie niezrozumiałe - może wpływ na to miał fakt, że pochodzę z zupełnie innego kontynentu, kraju, innej kultury? Że u mnie w szkole takie rzeczy jakie wyprawiała Sam, w ogóle by nie przeszły? Już po kilku stronach czytania chciałam tę książkę rzucić w kąt, pod tym względem autorce udało się pobić rekord. 


„Niebo akurat wygląda dokładnie tak samo. Pewnie na tym polega cała tajemnica, kiedy próbuje się wrócić do przeszłości. Trzeba spojrzeć w górę.”

 Na szczęście Sam umarła i... Dzień Kupidyna zaczął się od początku, a tym samym zaczęła się akcja. Dosyć specyficzna, muszę przyznać, bo żadnych bijatyk ani nic w tym stylu nie było. Panna Kingston za to ciągle wprowadzała jakieś zmiany w tym stale powtarzającym się dniu i dzięki temu było ciekawie. Rozczarowało mnie tylko to, że poszczególne dni 12 lutego jakoś się ze sobą nie łączyły. Były takie trochę... nijakie. Tylko jeden zapadł mi w pamięć - kiedy poszła do szkoły absolutnie zbuntowana i obściskiwała się
ze swoim nauczycielem matematyki. W końcu coś ciekawego, pomyślałam. A potem znowu wszystko wróciło na utarte tory. Sam kombinowała, jak sprawić, żeby dzień przestał się powtarzać i wyprawiała jakieś cuda na kiju.

 Z rozdziału na rozdział książkę czytało się łatwiej, szybciej i przyjemniej. Robiło się bardziej ciekawie i emocjonująco. Samantha zrozumiała, co powinna zrobić, żeby 12 lutego przestał się powtarzać i... zrobiła to. Muszę przyznać, że koniec książki zaskoczył mnie, wzruszył i... zasmucił. Zmusił do refleksji, której brakło w książce. Liczyłam, że Sam wyciągnie jakieś wnioski ze swojego zachowania, podzieli się nimi z czytelnikiem, a tymczasem autorka najwyraźniej uznała, że bohaterka może zachować je dla siebie, bo jestem wszechwiedząca. A tu niespodzianka: nie jestem wszechwiedząca! 


 Myślę, że mimo wszystkich mankamentów tej książki, mogę Wam ją polecić. Nie jest to literatura najwyższych lotów, jednak ma w sobie coś, co czytelnika zaciekawi. No i jest lepsza niż "Delirium". 

Długo zastanawiałam się nad oceną, aż w końcu uznałam, że ten okropny początek, wady w rozwinięciu i trochę zbyt ubogie zakończenie muszą zostać wzięte pod uwagę, co ocenę obniży. 


Moja ocena: 4+ (dobra plus)

7 komentarzy:

  1. Ta powieść może być interesująca :))
    Pozdrawiam!

    weronine-library.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. czy ktoś jeszcze prawie przekręcił sobie głowę, żeby dobrze zobaczyć twarz kobiety na zdjęciu?

    OdpowiedzUsuń
  3. Czytałam i pozostawiła książka po sobie pozytywne wrażenie :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie czytałam jeszcze Delirium, ale mam w planach. Myślę, że dopiero potem sięgnę po tę lekturę. Dobrze, że po kilkunastu stronach zaczęła Ci się podobać. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Czytałam już jedną recenzję tej książki i byłam na tak. Teraz ujrzałam ją pod innym kątem, ale chyba dalej jestem zainteresowana. Nawet po to, aby zastanowić się, co ja bym zrobiła, mając 7 dni życia. Mimo wszystko będzie ona musiała odstać swoje w kolejce, bo mam milion innych na oku (a ciągle wpada jakiś nowy tytuł must have!). No chyba, że znajdę ją w taniej książce za piątaka, to wtedy kupię, ale nie obiecuję, że od razu przeczytam ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Mam w dalekich planach przeczytanie tej książki. Kieruje się głównie moim zachwytem nad "Delirium" i chcę zobaczyć jak tym razem będzie mi się czytać powieść tej autorki. Nie oczekuje, że będzie lepsze od "Delirium", bo na pewno nie będzie.
    Sama koncepcja powtarzających się dni, jakoś niezbyt mnie zachęca. Tak po prostu. Ale kiedyś na pewno sięgnę po tą książkę, jak będzie w bibliotece.
    Super się czyta twoje recenzje :)
    Pozdrawiam *.*

    OdpowiedzUsuń

Drodzy Czytelnicy! Zostawcie po sobie ślad w postaci komentarza - każdy jest dla mnie motywacją do dalszej pracy. Dziękuję :)

Podzielcie się również linkami do własnych blogów, chętnie tam zajrzę :)